Dynamit dla ubogich



Tytuł
Felietony pod choinkę
 
Autor
Stefan Kisielewski


Wydawca
Prószyński i S-ka 2012

Cena wydawnictwa
39,90
Dynamit dla ubogich
 

Zbiór obejmuje 32 felietony pisane na przestrzeni 41 lat, a więc od 1946 do 1987 roku. Zawsze na Gwiazdkę, na Wigilię czy na Boże Narodzenie Kisiel starał się dać czytelnikom felieton z tej okazji w świątecznym numerze „Tygodnika Powszechnego”. Łatwo zauważyć, że felietonów w książce jest mniej niż lat, które upłynęły, ale po pierwsze jest to wybór, a po drugie zdarzyły się burzliwe okresy, kiedy pisanie nie bardzo było możliwe, jak np. 1952 – 55, kiedy „Tygodnik” „przejęli wilcy i tam siedzieli”, by użyć słów Stanisława Lema. Inne symptomatyczne przerwy to lata 1968 – 70 oraz 1981 – 83, pokrywające się z okresami zaburzeń politycznych w PRL.

Cechą felietonisty Kisiela jest gadulstwo, nie zawsze na temat, ale smaczne. W świątecznych tekstach pełno jest bożonarodzeniowej atmosfery, wigilii, choinki, pasterki, ale to dla pozłoty; większość tych kawałków próbuje jakoś sumować miniony czas albo stara się o refleksje ogólniejsze. Mamy więc np. kawałek o dwoistym przeżywaniu Świąt przez Polaków, z jednej strony patronuje temu Don Kichot, a drugiej zaś – Sancho Pansa. Pierwszy zawiaduje duchową stroną owego przeżywania, drugi – gardłowo-żołądkową, a więc jak najbardziej doczesną. Sam autor jest przykładem takiego podzielenia, z jednej strony udaje się na pasterkę, rozmyśla nad kondycją narodu etc., z drugiej jest nie od tego, żeby łyknąć wódeczności i zaznać bliżej przyjemności stołu. „Kiedyś pewien sławny profesor medycyny zapytał mnie, czemu pijam wódkę.  – Bo życie nudne – odpowiedziałem. – A po wódce ciekawe? – Nie, panie. To po prostu wymagania się zmniejszają!”

Przy okazji zastanawiania się, jak minął rok i co się przeżyło, Kisiel odnotowuje mnóstwo tzw. szczegółów z życia. Ci z nas, którzy pamiętają PRL, będą tym nieraz ucieszeni i zbulwersowani. Taki przykład: w 1963 roku „Express Wieczorny” rzucił hasło „Telewizor w każdym domu”. Kisiel malowniczo rwie szaty z tej okazji: „Nie mam telewizora i da Bóg nigdy mieć nie będę. (…) Cóż za straszliwa wizja, cóż za potworne pomysły lęgną się w ludzkich czaszkach! Wszyscy przy telewizorach, wszyscy przeżywający to samo, w ten sam sposób, w tych samych godzinach! Większej makabry i sam diabeł by nie wymyślił.” Rozejrzyjmy się wokół: hiobowa wizja z roku 1963 spełniła się w naszych czasach, telewizja dyktuje ludziom, w co wierzyć  i jak żyć, naucza ich i wręcz myśli za nich, a wszystko to na poziomie wód gruntowych. Oj, było się czego obawiać, ale to bezbolesne odmóżdżenie mamy już za sobą i szczęśliwie nikt z tego powodu nie umarł.

Często słyszę w naszych XXI-wiecznych czasach okrzyki zdziwienia, jak daleko poszedł proces ogłupienia społeczeństwa, co się przejawia w tym, że 58 procent Polaków przez cały Boży rok nie czyta niczego, ani jednej książki, ani nawet gazety. Skąd to się wzięło?, zapytują naiwnie. Kisiel im odpowiada przytaczając budzące trwogę liczby z początku lat 70., a więc względnej prosperity gierkowskiej. „Liczba ludzi nie czytających książek wynosi 40 procent całego narodu (na wsi 54 procent), tygodników społeczno-kulturalnych nie ogląda na oczy 62 procent obywateli (na wsi 75 procent), ludzi nie chodzących wcale do teatrów, kin i muzeów było w roku 1972 około 80 procent. (…) Gdzież więc jest kultura polska, tożsamość i jedność polska, tradycja ducha i jej dorobek”, zapytuje retorycznie. Dziś można by zapytać tak samo, i taką samą dostać odpowiedź. A zarazem – czy to nie dziwne – ci sami ludzie wiedzą, co Boże Narodzenie, wigilia i choinka.

Wielekroć zastanawia się Kisiel nad rozbieżnością między tym, co by się chciało i co można. Czytelnik mruga okiem: wiemy, wiemy, cenzura, dyktatura komunistyczna, te rzeczy. Nie tylko. Wiele jest utyskiwań na redakcję „Tygodnika Powszechnego”, na ciasnotę horyzontów jego luminarzy, na nudziarstwo bijące z łamów – ale innego pisma, które by chciało trzymać takiego felietonistę, wtedy nie było. Snując w roku 1960 autorefleksje Kisiel nazywa swe pisanie „dynamitem ideologicznym dla ubogich”. „Oduczyłem się na Zachodzie pisać o niczym, trzeba będzie przyuczać się na nowo”, rozpoczyna tekst w roku 1983. Pisało się o niczym, bo nie wolno było pisać o czymś. Dziś wolno, ale jakby ze wskazaniem, że to niestosowne – a i tak nikt tego czytać nie chce. Wesołych Świąt!

Prześlij komentarz



Reklama

Senni zwyciezcy

Książka do kupienia w Stalker Books

planeta smierci cover

Książka do kupienia w Stalker Books

Człowiek idzie z dymem - Marek Oramus

Książka do kupienia w Stalker Books

COVER bogowie lema

Książka do kupienia w Stalker Books