Dzień 1056, poniedziałek 30 stycznia 2023

1 stycznia, w sam Nowy Rok, temperatura sięgnęła 19 stopni. Ciepła. Śniegu na Święta ani ani, choć trzeba uczciwie przyznać, że w okolicach 8 grudnia był ładny kawałek zimy. Mrozy wprawdzie tylko kilkustopniowe, ale śniegiem powiało i biała pierzynka, jak to się dawniej mawiało, otuliła ziemię. Od tego czasu panuje zgniła zima, jak to u nas ostatnio, choć czytałem, że w Ameryce i na Syberii mrozy sięgały w porywach ponad 40 stopni. Widoki zamarzniętego wodospadu Niagara przywoływały skojarzenie z obcą planetą pozasłoneczną. Od Antarktydy odrywa się (już się oderwała?) góra lodowa wielkości Londynu (inne źródła podają, że wielkości stanu Maine).

W sprawach covidowych bez szaleństw: wczoraj odnotowano w Polsce 53 zachorowania, nikt nie zmarł. O wiele więcej hałasu było z powodu grypy: od początku września do końca listopada było podobno 160 tys. zachorowań na covid (czy to możebne? wychodzi ponad 1500 zakażeń dziennie) wobec 1,3 miliona przypadków grypy, z powodu której trafiło do szpitali 4200 osób.  Chorowało więcej dzieci, prawie połowa przypadków to byli małoletni. Kiedy pojawił się covid, w skali świata grypy w zasadzie nie było. Ale żadnej epidemii grypy nikt nie ogłaszał.

Jeszcze jedna karteczka z biurka, datowana na 24 listopada: liczba zachorowań na grypę w Polsce to 100 tys. osób, do szpitali trafiło 400 osób. Dane obejmują jeden tydzień. Ale to już historia.

Żeby jednak nie popaść w euforię, ogłoszono powstanie nowej odmiany covida, która atakuje pono w Ameryce i na Wyspach. Już nie Omikron, a Kraken. Widziałem długą listę dolegliwości z powodu tego Krakena, podobno groźniejszego, bo bardziej jadowitego od poprzednika. Kraken ma pokazać na co go stać pod koniec lutego. Ano, pożyjemy, zobaczymy.

Zastanawiam się, na czym upłynęły mi te trzy miesiące. Były mistrzostwa świata w piłce nożnej w Katarze, nasi jak zwykle nic nie pokazali. Wcześniej trwały dywagacje, jak to kopacze będą wypluwać płuca w katarskim gorącu – nic takiego nie miało miejsca, aczkolwiek i termin, i miejsce egzotyczne. W sposób nagi widać, jak za łapówki FIFA nagina do żądań Arabów wszystko, co wydawało się nie do ruszenia. Maluczko a pozwoliliby im wygrać te mistrzostwa, choć takiego preferowania gospodarzy jak swego czasu w Korei Południowej tym razem nie zauważyłem.

Siedziałem więc sobie przed ekranem oglądając dziennie po 3-4 mecze dzień w dzień, poziom niektórych był wysoki. Jednak w Katarze czy nie w Katarze, jest to święto piłki kopanej. A w ostatni piątek ruszyła liga, koniec stycznia, dawniej tak nie bywało, żeby w zimie grali.

Z Nowym Rokiem podjąłem postanowienie, że zrobię w tym roku książkę. Dogadałem się z VoYTaSSem i już ją mamy w planach. Będzie się nazywać „Matka paranoja”, jest gotowa nawet okładka, którą zrobiła ponoć sztuczna inteligencja. My tu gadu-gadu, a SI wkroczyła do naszego życia bez żadnego hałasu, co i raz obija mi się o oczy, że w innych dziedzinach także. SI pokazała projekt okładki chyba w ośmiu wariantach, wszystkie nieskazitelne technicznie, acz bezmyślne jakby, co rozumiem, gdyż SI nie czytała mojej książki (nikt jeszcze nie czytał). Podano jej hasło i zareagowała na nie po swojemu. Ciekawy byłbym jej toku myślenia, ciągu skojarzeń, który doprowadził do tych ośmiu wariantów – ale kto to śledzi? Kto pokaże?

Do Myślenic miałem jechać zaraz po Wszystkich Świętych, jednakże na 9 grudnia ogłoszono spotkanie klasowe z liceum i wyjazd przełożyłem o miesiąc. Atoli właśnie w tym okresie złapało mnie przeziębienie czy grypa, kto to teraz rozpozna, bez gorączki, ale z bólem głowy i zatok, smarkaniem i ogólną niedyspozycją. Uważam, że nic wielkiego się ze mną nie działo, ale na podróż długą i wyczerpującą się nie odważyłem. Zwłaszcza zaś nocowanie na strychu w zimnie dałoby mi do wiwatu – i tym sposobem zostałem z rodziną. Zadzwoniłem do siostry, która potwierdziła, że w domu zimno jak w psiarni. Okazało się, że wszystkie te książki i gazety znakomicie izolowały strych; gdy zostały wyniesione, jeno wicher hula po pustych pomieszczeniach. Mówię to z pewną przesadą, ale wiem co mówię, zima na górze na Batorego to ciężki kawałek chleba.

W styczniu zaś, i to całkiem niedawno, nasza Berenika miała studniówkę. Przypomniałem sobie własną, którą przegadałem z kimś o cywilizacjach kosmicznych, o których wtedy nie wiedziałem nic (a dziś niby wiem). U Bereniki tańczono poloneza, widzieliśmy to w TV, bo była transmisja zorganizowana jakimś cudem – to jedna z różnic tamtego i tego czasu. Ale główna konstatacja taka, że nasze dziecko przestało być dzieckiem, matkę dawno przerosło, w czerwcu skończy 18 lat. Wybrała studia humanistyczne – ja, doceniając znaczenie zajmowania się poezją i sztuką, wolałbym coś z matematyką, ale nie naciskałem, nie utyskiwałem, co sobie wybierze, to będzie miała.

 

(dopisane w środę, 1 lutego)

Wczoraj odbieraliśmy nowy samochód, czyli Opla Corsę. To nasza trzecia Corsa, każda z poprzednich służyła po 10 lat i przejechała prawie 100 tys. km. Przy pierwszej rozmowie w salonie sprzedaży na Bronowskiej facet zaproponował, żeby sprzedać ją na boku jego bratu ciotecznemu za 11 tys., na które została wyceniona. Dominika nie zgodziła się, a to ona płaci tym razem i to jej samochód. Ja bym się też nie zgodził. Knif polega zdaje się na tym, że żadnego brata ciotecznego nie ma, tylko po lekkim liftingu opycha się takie auto poza firmą za powiedzmy 20 tysięcy. Czysty zarobek. Z powodu inflacji ceny poszły w górę, o ile poprzednim razem mieściliśmy się z kosztami w 50 tys., to teraz goły samochód kosztuje 74 tys., a z dopłatami 87 tys. Od tego upust za lojalność i ulga profesorska (tak mają w Oplu) oraz zwrot za oddany stary samochód 11 tys. W sumie wyszedł przelew na 63 tys. Dominika uważa, że udało się auto nabyć korzystnie dzięki umowie podpisanej w październiku. Przy odbiorze wczorajszym okazało się, że nie ma koła zapasowego i żadnych narzędzi; tak fabryka realizuje program oszczędności. Instrukcja 10 lat temu była w pięknym skóropodobnym etui; teraz są to pozaginane tektury szarego koloru. Dziadostwo: oszczędności nikłe, a strata wizerunkowa znaczna. Ale samochód piękny, obficie nafaszerowany elektroniką (dla mnie aż za bardzo, połowa albo i dwie trzecie z tego jest zbędna i tylko rozprasza na drodze). Jednakże już przy wypisywaniu umowy kupno-sprzedaż starego samochodu jego wycenę obniżono do 9 tys. zł. Z tego wniosek, że w lokalu szumnie zwanym salonem działa spółka, przez którą zostaliśmy ukarani za niesubordynację (niesprzedanie starego auta na boku) i orżnięci na sumę 2 tys. zł. Pewnie przyjdzie wezwanie do dopłaty. Tych nieboraków mają zdaje się na oku, bo ktoś dzwonił z centrali Opla do Dominiki z pytaniem, czy wszystko w porządku. Mamy ten telefon i w każdej chwili możemy zakomunikować, że nie wszystko.

Żegnałem się ze staruszkiem jak z kimś z rodziny – ostatni przejazd, wypakowanie gratów i zostawienie na pastwę obcych ludzi. Może za 9 tys. opłacało się zostawić go jeszcze na rok dla siebie? Ale ile ja jeżdżę? I będę jeździł jeszcze mniej. Przez cały czas czuję dyskomfort, jakbyśmy zdradzili starego przyjaciela, z którym tyle czasu spędziło się w drodze. Ech, jak to marnie na tym świecie człowiekowi sentymentalnemu.

Prześlij komentarz



Reklama

Senni zwyciezcy

Książka do kupienia w Stalker Books

planeta smierci cover

Książka do kupienia w Stalker Books

Człowiek idzie z dymem - Marek Oramus

Książka do kupienia w Stalker Books

COVER bogowie lema

Książka do kupienia w Stalker Books