COVID 19 przechodzi w stadium zagrożenia permanentnego: jużeśmy do niego przywykli. A było jakieś inne wyjście? Przed końcem wakacji pojawiło się napięcie związane z wysyłaniem dzieci do szkoły. Obawy były takie: w tumulcie, jaki panuje w szkołach, wirus może skakać po dzieciach jak chce, te zaś przyniosą go w darze rodzicom i poziom zakażeń od razu wzrośnie. Nic takiego na razie nie nastąpiło. W środku miesiąca poziom zakażeń bił rekordy: nawet 900 i więcej dziennie, maluczko a pękłaby magiczna granica tysiąca. Potem się to cofnęło w rejony 500, a może tylko skorygowano lekko dane, by nie wzbudzać paniki przed szkołą, teraz mamy 600 – 700 (dziś: 612). To nie jest mało, ale nie tragicznie. Społeczeństwo przywykło do ograniczeń, ale też do ich naruszania i omijania. Najlepiej siedzieć w domu, coś czytać oraz oglądać w TV transmisje meczów piłki nożnej, tylko tam dostępne, choć jacyś kibice na trybunach się pojawiają.
Nasza Berenika słabo przejmuje się wirusem; bardziej boi się matematyki. Żeby uniknąć kontaktu w porannym szczycie w autobusach, do szkoły wożę ją autem. Po drodze na Grenadierów wydzielono pas dla autobusów, taksówek i innej tego typu swołoczy; na drogim tłoczy się całe miasto. Ale już na drugi dzień nikt nie przestrzegał głupich ograniczeń wprowadzonych przez bezmyślnych urzędników od dróg. Takie rzeczy można wprowadzać w czasach pokojowych, a nie jak jest wojna i pod ostrzałem wirusowym trzeba dostarczyć dziecko na czas do szkoły.
W Zenonowie kończymy powoli sezon, zostały tylko weekendy. Dwa ostatnie tygodnie sierpnia Berenika spędziła na koniach, teraz czeka ją jeszcze 30-kilometrowy rajd, czyli sprowadzenie koni z Grabszczyzny do Helenowa. Lubi te konie, więc w trosce także o formę fizyczną pozwalamy jej jeździć. Czy konie są odporne na koronawirusa?
W całej tej malignie wokółwirusowej pojawiają się opinie, że żadnego wirusa nie ma. Wujek Roland dzwoni i zapewnia mnie o tym. Ale przecież – mówię – na całym świecie ludzie chorują, niektórzy umierają, olbrzymi aparat medyczny boryka się z wirusem, jak to wytłumaczyć? To ściema, odpowiada, ale uzasadnić nie potrafi. Więc jest to w tym wypadku bardziej kwestia wiary niż konkretnych argumentów. Drugi mój znajomy zadzwonił aż z Irlandii z taką samą tezą: nie ma i już. Ty w to wierzysz? Mówię, że to kwestia twardych faktów i danych, ale łapię się na tym, że nie znam nikogo, kto by na COVID-a zachorował albo umarł, wszystko dociera przez TV. Po co by mieli manipulować na taką skalę? Ano po to, odpowiada, żeby bardziej skotłować motłoch i łatwiej nim zarządzać. Sam napisałeś o tym mechanizmie w „Trzecim najeździe Marsjan”. Ale „Trzeci najazd” – to znowu ja – traktuje o iluzji lądowania kosmitów na Ziemi, wywołanej przez zaawansowane sztuczne inteligencje, żeby ukryć własne posunięcia. E tam, iluzja lądowania czy iluzja wirusa, jedna cholera. Przysłał mi cztery własne artykuły na ten temat, ale jeszcze ich nie napocząłem.
Na świecie na dziś zakażonych prawie 26 milionów, 860 tysięcy zgonów, w Polsce 70 tys. zakażeń i 2100 zgonów. Taki upust demograficzny można wytrzymać, inni mają gorsze wskaźniki. Byle to zostało na takim poziomie, a nie wzrosło – ale już się mówi o kumulacji w związku z jesiennym szczytem grypowym.
Za to w pogodzie nieco lepiej. Przez półtora miesiąca panowała susza, jak sosny rudzieją od dołu, to znak, że naprawdę nie mają wody. Pod koniec sierpnia polało wreszcie, tydzień temu w Zenonowie wyszedłem zamykać bramę na noc i wody było w koleinach po kostki. Drogę powrotną mieliśmy odciętą przez wielkie bajoro, które może dałoby się sforsować, a może nie. Na wszelki wypadek postanowiłem je objechać.
Dziś wieczorem w Amsterdamie mecz Polski z Holandią, media zachłystują się, ile to dni upłynęło od poprzedniego występu naszej ekipy (bodaj 229). Ale na początek trafia się nam trudna przeprawa. Przewiduję mało patriotycznie, że przegramy 4:1.