Dzień 246, środa 11 listopada 2020

Niespełna miesiąc temu pisałem, jakich to wielkich liczb używa się do opisu stanu zakażeń w Polsce: 6, 7 , 8 tysięcy. Dziś liczby te poszły o rząd wielkości w górę: 25, 26, 27 tysięcy. Szykuje się szpitale polowe, nazywane nie wiedzieć dlaczego tymczasowymi (chyba żeby nie budzić popłochu), w tym jeden na Stadionie Narodowym, ale nie na betonie, na który kładzie się murawę, tylko w części biurowej. Meczu już tam nikt nie zagra – choć byłoby to zgodne z polskim wyczuciem farsy, gdyby z jednego końca leżeli chorzy na COVID, a z drugiej młodzi zdrowi piłkarze aplikowali przeciwnikom gole przy pustych trybunach. Z rozgrywkami w lidze też nietęgo: co chwilę kilka meczów odwołanych, co chwilę kilku zawodników z pozytywnymi wynikami na COVID (znaczy że mają). Jak się wyleczą, wyjdą na boiska jakby nigdy nic.

Wszystko wskazuje na to, żeśmy przywykli, to co pół roku temu i wcześniej budziłoby wielki strach, przyjmuje się teraz jako rzecz normalną. Do sklepu idzie się raz, dwa razy na tydzień, na szczęście towarów nie brakuje i choć ceny wzrosły, to przecież nie przerażająco. Ale normalnie nie jest: nie wybieram się na przykład na pocztę, z której chciałbym nadać umowę na opowiadanie do świątecznej antologii Zyska (ale powiedzieli, że wystarczy im zapewnienie słowne, że podpisałem). Nastąpił wielki awans kultury elektronicznej, ja sam zacząłem płacić przy kasie kartą, choć wcześniej brzydziłem się tak jawnym manifestowaniem nowoczesności. Dominika z Bereniką całkowicie już zdalne. Najlepiej trzyma się telewizja, reszta gra na przetrwanie, a ci co żyli z turystyki, z wyszynku i z organizacji wesel pójdą chyba na żebry. W najlepsze trwają za to demonstracje idiotek z błyskawicami na majtkach i gdzie tam jeszcze je mają. Naród polski jest per saldo dość głupi – czemuż nie poczekać, aż się koronawirus przewali, a potem demonstrować ile dusza zapragnie? Władza jeszcze głupsza, bo kto nie przewiduje skutków społecznych własnych poczynań, wywlekania pewnych spraw na forum publiczne, ten się do rządzenia nie nadaje i chyba następne wybory, jeśli się jakoś odbędą, zmiotą tę formację do kosza. Wtedy się okaże, ile jest afer, długów, jakie wydatki i z czego je płacić itp. Dawniej jakoś się tym przejmowałem,. Teraz nic mnie to wszystko nie obchodzi, tyle jest odpowiedzialności, ile uczestnictwa, powtarzam za Wałęsą, gdy tłumaczył komunistom, dlaczego się nie włączy do ich pomysłów. (Swoją drogą musiał mu ktoś napisać tę myśl na kartce i zmusić do wykucia, inaczej by tego nie spamiętał.)

Teraz też słyszę lewym uchem przez prawą ścianę, że mimo zakazu trwa marsz niepodległościowy, do mieszkań wpadają petardy, coś się pali, ktoś strzela, skądś biorą się ranni. A jakby z powodu wirusa dać na wstrzymanie? Zawrzeć umowę społeczną, że Polska jest strefą demarkacji i póki wirus grasuje, póty się nie gromadzimy, zwłaszcza tłumnie. Czasem myślę sobie, co by na to powiedział Lem, a co Parowski, gdyby żyli, choć Lema ciekawy jestem mniej, bo pod koniec życia bełkotał i ciekła z niego niegodna myśliciela lewicowa wybroczyna. Myślę sobie, że ludziska ocknęli się, zwłaszcza młodzi, i z przerażeniem spostrzegli, że nie wykonali jeszcze zaplanowanego na życie planu gwałtownych przeżyć, zniszczeń, afer, silnych doznań, które by w nich uruchomiło zastrzyk adrenaliny. Bo przecież nie idą tam bezzębni starcy jak ja, który potulnie czekają, kiedy wirus ich skosi.

Zdumiało mnie, jaki ładunek optymizmu wywołało ogłoszenie, że Pfizer ma szczepionkę na koronawirusa. Zaiste, taki łut nadziei był niezbędny, społeczeństwa są zmęczone sytuacją, czepiają się każdego, kto im powie, że niedługo odmieni się ich los. Tymczasem ani w opisie szczepionki (skuteczność – ale jak zdefiniowana? – podobno 90 procent, a więc zawodność – 10 procent) nie ma niczego co by uzasadniało taką wiarę w jej wszechmoc, ani w opiniach lekarzy nie dopatruję się zachwytu. Co prawda lekarze wiedzą dziś to co wszyscy, ale może kompetencje zawodowe chronią ich przed okazywaniem naiwności, której nie chce wyzbyć się pospólstwo. Natychmiast od tego powiewu nadziei poszły w górę giełdy, a echo odpowiedziało, że jest jeszcze przecież szczepionka chińska, rosyjska i… polska, a inne też na ukończeniu. Za tym wszystkim stoją ogromne pieniądze, które każdy chce przejąć pod jakimkolwiek pretekstem, bo jak liczba zamówień ma iść w miliardy, to nie są to drobne. W Rosji podobno trzech lekarzy zaraziło się wirusem po ichniej szczepionce, ale władze natychmiast zdementowały, że zarazili się przed zaszczepieniem. Jak to miło, że przynajmniej główny napęd tego świata – pieniądz – funkcjonuje z grubsza po staremu.

Prześlij komentarz



Reklama

Senni zwyciezcy

Książka do kupienia w Stalker Books

planeta smierci cover

Książka do kupienia w Stalker Books

Człowiek idzie z dymem - Marek Oramus

Książka do kupienia w Stalker Books

COVER bogowie lema

Książka do kupienia w Stalker Books