W zeszły piątek, czyli 14 stycznia, odbył się pogrzeb Kowala na Cmentarzu Bródnowskim. Kowal trafił do szpitala 16 grudnia i już z niego nie wyszedł. Nikt nie myślał, że to się tak skończy. Ale z drugiej strony czuł się marnie od jakiegoś czasu; kiedy Zipas dzwonił do niego w grudniu, jeszcze przed szpitalem, nie chciał rozmawiać, a w tle słychać było krzyki Baśki (żony), żeby wracał do łóżka. Na początku grudnia miał wystąpić w filmie o Parowskim, ale przesunął termin, bo źle się poczuł. Zmarł w nocy 2 stycznia, ledwo wybrzmiały salwy sylwestrowe. Przygnębiająca śmierć: wigilia w szpitalu, Święta w szpitalu, sylwester w szpitalu. Leżał i słuchał przez ścianę noworocznych wiwatów – czy ze świadomością, że ma już bilet w jedną stronę?
Zdawało mi się, że widziałem go po raz ostatni w listopadzie na naszym cyklicznym spotkaniu w politechniczkowym gronie. Jednak Zipas wytłumaczył mi w oparciu o rejestrator elektroniczny, żem na przyjęciu w barze Flis nie był, bom się wymówił covidem. To by znaczyło, że spotkaliśmy się po raz ostatni w październiku, a może nawet wcześniej. Był dla mnie bliskim kumplem, choć miesiącami nie dzwoniliśmy do siebie, wystarczyła świadomość, że zadzwonić można w każdej chwili. Teraz kontakt się urwał, chyba że ktoś ma zdolności mediumiczne. Nie śnił mi się ani razu. Na pogrzebie spotkałem paru ludzi, których nie widziałem latami, a nawet może i dziesiątkami lat. Jola Parowska nadal bardzo ładna, ale smutna, zamieniliśmy parę zdań o Parowskim. Pogrzeb był urzędowy, z eskortą wojskową; jeden z żołnierzy bił w werbel, a drugi niósł na poduszce wysoki order, który Kowal dostał za działalność opozycyjną przeciw komunie. Do grobu się nie przepychałem, przemawiał jak zwykle Wolski i ktoś jeszcze. Po pogrzebie miała być stypa w przycmentarnej knajpie, wszyscy powtarzali, że podadzą gorący rosół – pogoda była zaiste podła, ziąb, mżawka, chmurzyska, ponuro. Nie to co na pogrzebie Maciejki, który odbywał się w czerwcu, w cieple, w słoneczku. – Maciejkę to się nawet przyjemnie chowało – zaryzykowałem mając na myśli ów dyskomfort pogodowy, a jeszcze nikt wtedy o covidzie nie słyszał. Paru ludzi roześmiało się niepewnie.
– To pewnie zwiniecie Supernową? – zagadnąłem Marzenkę, która tam prowadzi sekretariat. – Nie – odrzekła – Kowal nas wszystkiego nauczył i jakoś poradzimy sobie.
Ostatnio wydawali prawie wyłącznie Sapkowskiego; teraz pewnie będzie tak samo. Drugiego takiego złotego jaja prędko nie znajdą – a to Kowal je odkrył. Nie chciało mi się pić rosołu w dzień pogrzebu Kowala, wróciłem do domu i otworzyłem piwo.
W sprawach covidowych nasilenie pandemii: we wtorek 30 586 zakażeń przy prawie 400 zgonach, w środę 32 835 nowych zakażeń i 315 zgonów, wczoraj odpowiednio 36 665 i 248. Umarlaków więc trochę mniej, ale i tak widziałem gdzieś hasło POLSKA NAJWIĘKSZYM ZAKŁADEM POGRZEBOWYM EUROPY. Tłok się zrobił w tych zakładach pogrzebowych, Kowala chowali dopiero po dwóch tygodniach, a firma pogrzebowa była zamówiona aż z Grodziska. Zejście Kowala nie miało jednak nic wspólnego z covidem. Spowodowały je wewnętrzne krwotoki w jamie brzusznej, chyba to się nazywa „krwotok wielonarządowy”, ale nie wiem dokładnie, wypytywać nie wypadało. Tak czy owak wczorajszy wynik jest rekordowy (podają to jednodniowym opóźnieniem), a będzie jeszcze więcej, prognozy zapowiadają po 50 tysięcy zakażeń dziennie, ale moim zdaniem to umiarkowana liczba, skoro we Francji bywało i po 200 tysięcy dziennie. Tyle że marło tam mniej ludzi niż u nas pomimo liczniejszej populacji – ale Francja w przeciwieństwie do Polski ma służbę zdrowia.
„Piąta fala stała się faktem”, oznajmił przed chwilą premier i ostrzegł, że należy się spodziewać nawet 140 tysięcy zakażeń dziennie.
Niefrasobliwość rządzących w dalszym ciągu imponująca: jak zabraknie miejsc w szpitalach, dostawi się łóżek – obiecał parę dni temu jakiś prominent. „Dostawianie łóżek jest dobre, ale w burdelu”, skomentował tę wiadomość czytelnik. Z rady medycznej, która skupia grono doradców, odeszło parę dni temu bodaj 14 osób, zostały 3. Ci co odeszli tłumaczyli się tym, że nikt nie słuchał ich porad. Podobno w kręgach władzy istnieje pokaźne grono antyszczepionkowców, którzy uważają, że nic się strasznego nie dzieje, na szczepienia nie ma co naciskać – w punktach szczepień podobno pustki – trudno to wszystko zrozumieć. Może ludziom nie chce się żyć w takiej rzeczywistości?
Do tego dochodzi groźba wojny Rosji z Ukrainą, stalowa nawałnica wisi nad wschodnią i północną granicą ukraińską. 120 tysięcy ludzi marznie i się nudzi, jak przyjdzie rozkaz, ochoczo wyrwą do przodu. Prezydent USA Biden rzekł bezmyślnie, że gdy inwazja rosyjska będzie mała, to i sankcje niewielkie – tym samym podniósł semafor dla Putina. Kto potem zbada, czy inwazja istotnie była „mała”, czy większa? Biden gada o niej jak o fakcie przesądzonym. W gronie państw NATO nie ma jednomyślności, wyłamują się jak zwykle Niemcy, którzy nie dostarczają Ukrainie broni tłumacząc to względami historycznymi: z tej broni ginęliby Rosjanie, których Niemcy wystarczająco licznie zabili podczas II wojny. Faryzeizm wyjątkowy. Anglicy kierują samoloty z uzbrojeniem dla Kijowa nad Danię i potem nad Polskę, omijając terytorium niemieckie. Wojna, gdyby wybuchła, dla Polski oznaczać będzie same przykre rzeczy, z utratą niepodległości włącznie, bo Zachód ruszy nam na pomoc tak jak rusza Ukrainie. Pół miliona albo milion ukraińskich uchodźców na naszym terytorium to najniższy koszt, jaki musielibyśmy ponieść.
Rozpatrując te przykre możliwości wyrwałem około południa na bazar i wróciłem obładowany dobrem; samego mięsa kupiłem za 100 złotych; pomimo inflacji i zmniejszonej siły nabywczej jest to nadal trochę grosza. Tym samym zamrażarka się zapchała i więcej nie wejdzie. Ale poszedłem głównie po słoninę, bo nie miałem już co dawać mewom, które na zimę rok rocznie ściągają znad Wisły. Dochodzi do tego, że gdy nie otrzymują codziennego przydziału, krążą za oknem i strofują mnie natarczywie. Kroję tę słoninę w paski, a potem w kostki i wyrzucam z deski na parapet, a w powietrzu już jeden wielki klangor, bicie skrzydłami i atakowanie dziobami. Trzy minuty – i pusto. Gdybym nakroił wiadro, zjadłyby bez trudu.
Na bazarze spokój, ludziska chodzą w zsuniętych maskach, a niektórzy i bez, jakby nikt nie słyszał o Omikronie. Handel odbywa się normalnie, ale parę stoisk zamknięto, rzecz rzadka w środku tygodnia. Wróciłem raczej podbudowany, lud wie co robi, powiedziałem sobie, jeszcze nie ma powodów do niepokoju. Żyjemy zatem dalej – oprócz tych, którzy wcześniej zmarli.