Od kilku lat Jerzy Kierul kontynuuje serię biografii o wielkich naukowcach: Galileuszu, Keplerze, Newtonie, Darwinie. Ostatni tom poświęcony został Einsteinowi, choć książek o jego życiu ukazało się w Polsce co najmniej kilka. Trudno było zatem spodziewać się nowości na temat twórcy teorii względności, który należy do najlepiej opisanych naukowców na świecie.
Książka Kierula mierzy w ideał tego typu piśmiennictwa od innej strony: przedstawia dzieło Einsteina, wnika w szczegóły jego teorii grawitacji o legendarnej skali trudności, pokazuje, jak się rodziła, jak zyskiwała uznanie i jak ją postponowano . Efekt fotoelektryczny, za który przyznano Einsteinowi spóźnionego Nobla, autor nazywa najbardziej rewolucyjną z jego prac. Do najciekawszych fragmentów książki należą te poświęcone opozycji naukowej w Niemczech wobec dokonań Einsteina: atakowano go szerokim frontem, ukazała się nawet praca „Stu autorów przeciw Einsteinowi”. „Gdybym nie miał racji, wystarczyłby jeden”, skwitował te starania uczony.
Trzy ostatnie dekady życia swego bohatera autor uznaje za zmarnowane: Einstein pracował nad ogólną teorią pola, ale do nauki wniósł w tym czasie niewiele. Chodził własnymi ścieżkami; nie wziął udziału w żadnej z rewolucji kwantowych, które przebudowały fizykę, robił swoje i po swojemu, pod koniec życia nie interesował się nowymi odkryciami ani osiągnięciami. Kierul widzi Einsteina jako badacza obdarzonego niepospolitą intuicją fizyczną, to ona stała za jego największymi sukcesami. Z biegiem czasu cecha ta osłabła, a może fizyka stała się bardziej skomplikowana. Być może Einstein dlatego nie znosił fizyki kwantowej, że intuicja i zdrowy rozsądek okazywały się tam na nic: jego najmocniejsza broń na tym terenie zawodziła zdecydowanie.
Biografia napisana jest potoczyście i zrozumiale, czytanie jej to prawdziwa przyjemność. Sporo miejsca zajmuje w niej niemiecki antysemityzm, w innych tego typu dziełach mniej eksponowany. Kierul miał tu niejako przyzwolenie samego Einsteina, który nazizm uznawał za „wykwit niemieckiego ducha”.