Powieści takie jak „Ostatnia wojna Himmlera” Conroya określa się jako fantastykę historyczną albo światy alternatywne: wszystko niby dzieje się jak w naszym świecie, ale po niewielkiej modyfikacji. U Conroya jest to przypadkowy nalot aliantów w roku 1944, w wyniku którego ginie sam Hitler. Nie ma więc spisku Stauffenberga, bo nie trzeba usuwać szaleńca, który głupimi decyzjami komplikuje wojnę swoim armiom i ułatwia sprawę przeciwnikowi.
Hitlera zastępuje Himmler – ale nie ma już tego autorytetu co Führer, bo pozbawiony jest nieobliczalności i geniuszu tamtego. Niemniej coś trzeba przestawić na froncie wojennym – to bodaj najciekawsza część powieści Conroya, którą poza tym wypełnia opis wojennych zmagań. Fikcyjni bohaterowie przewijają się w tle i na pierwszym planie, ruch sceniczny składający się na książkę o wojnie został dobrze oddany, kilku bohaterów niesie intrygę, tak aby czytelnik mógł się do nich przyzwyczaić. Co pewien czas Conroy stosuje wtręty ze świata wielkiej polityki i na dobrą sprawę wystarczyłoby ograniczyć się do lektury właśnie tych fragmentów, aby zyskać rozeznanie w koncepcji autora.
Niemcy dogadują się więc ze Stalinem, w wyniku czego Sowieci zatrzymują ofensywę i kierują swe wojska na wschód oraz ku Turcji, podczas gdy Wehrmacht odwrotnie – chce postawić tamę aliantom. Sowieci w zamian za Własowa obdarzają Niemców dwoma tysiącami czołgów T-34; wredni faszyści detonują im za to bombę atomową prawie u stóp Kremla. Stalin z całą wierchuszką giną i na moment w ZSSR panuje bezkrólewie.
Dla człowieka, który miał kontakt z jądrami atomowymi ten wątek jest szczególnie zajmujący. W realnym świecie Niemcy nie mieli bomby na wyciągnięcie ręki, bo błędnie oszacowali ilość materiału rozszczepialnego niezbędnego do jej zbudowania. Tu jednak Heisenberg z innymi niemieckimi fizykami wyprzedza projekt Manhattan; bomba jest, niedopracowane pozostają tylko mechanizmy pozwalające na zrzucenie jej z samolotu. Ponieważ jednak obcego samolotu Sowieci nad Moskwę by nie dopuścili, pozostaje zawieźć bombę na ciężarówkach i po zmontowaniu na miejscu odpalić. Bierze się za to ekipa pod dowództwem Skorzennego. Przy okazji tego transportu dowiadujemy się, jak wygląda Polska. Jest to kraj zrujnowany; w zamienionych w gruzowiska miastach, wypełnionych trupim smrodem, snują się cienie ludzkie. Tylko tyle wie Conroy o Polsce i Polakach tego czasu i więcej wiedzieć nie chce. W wyniku umowy pomiędzy Sowietami a Niemcami Polska zostaje rozdzielona na linii Wisły; wschodnią część zatrzymują komisarze, zachodnią – SS.
Moim zdaniem wątpliwy jest taki dogowor: Sowieci, będący w impecie, swoje cele wojenne i tak by osiągnęli, z Berlinem włącznie. W zatrzymywaniu się na pokorną niemiecką prośbę nie mieli żadnego interesu, choć Conroy próbuje to uzasadniać przejęciem Turcji, Jugosławii, Albanii i innych ciekawych krajów. Koncepcja Stalina polegała, by dojść jak najdalej na wschód; oczywiście po odparowaniu Kremla i dużej części Moskwy Sowieci na głowie mają już inne problemy.
Czy ta wersja historii byłaby dla nas lepsza, śmiem wątpić. Wprawdzie pół Polski cieszyłoby się wolnością i zachodnim stylem życia, ale drugie pół tak czy siak zaznałoby ucisku pod butem komunistycznym. Krótko mówiąc NRD i RFN mielibyśmy dużo bliżej, bo w Polsce. Komu względy historyczne nie przeszkadzają, ten swoją satysfakcję z lektury „Ostatniej wojny Himmlera” odbierze; powieść napisana jest sprawnie, zdarzenia opowiedziane potoczyście, większych naiwności nie widać. Ot, w sam raz na sensacyjne ujęcie historii, której spodobało się zmienić za sprawą przypadku eliminującego kluczowego pajaca z gry.