Kodeks astronautów



Tytuł
Marsjanin
 
Reżyseria
Ridley Scott

Scenariusz
Drew Goddard

Obsada
Matt Damon i in.


Zdjęcia
Dariusz Wolski
Kodeks astronautów
 

Rzadko tak jak w przypadku powieści „Marsjanin” ujawnia się wyższość książki nad filmem. W książce samotny astronauta na Marsie tłumaczy w sposób naturalny co robi i po co – narracja jest pierwszoosobowa. Na filmie trzeba to wszystko pokazać tak, żeby najgłupszy widz zrozumiał, i to bez wysiłku. W tym celu marsjański Robinson prowadzi pamiętnik, gada też trochę sam do siebie, w czym nie ma nic dziwnego, bo w samotności człowiek szuka nawet własnego towarzystwa. To wtedy przekazywane są newralgiczne informacje.

Ale całego długiego filmu nie sposób zapełnić jednym tylko bohaterem na głównym planie, jest więc i załoga Aresa 4, i centrum sterowania lotów kosmicznych w Houston z zatroskanymi dyrektorami na pierwszym planie, i nawet chińska rakieta do pomocy. Nie ma Rosjan, co wydaje się symptomatyczne – astronautyka rosyjska przestała się liczyć, a i atmosfera współpracy dziś nie ta i to się odbiło na scenariuszu.

THE MARTIAN

Film jest bardzo udany wizualnie, baza marsjańska i Ares 4 odrychtowane jak trzeba, w każdym kadrze widać hollywoodzkie pieniądze (koszt ogólny: 100 mln dolarów). Filmowane trochę nachalnie o zachodzie słońca skały z Utah, żeby było bardziej czerwono, udają krajobraz marsjański, ale wszystko to jest do zaakceptowania. Widać w „Marsjaninie” dotknięcie ręki mistrza, jako że film podpisał sam Ridley Scott. Udanym pociągnięciem jest zilustrowanie pewnych epizodów starożytnymi piosenkami Glorii Gaynor, Donny Summer czy Abby.

Pod względem charakteru film jest czymś pośrednim pomiędzy „Apollem 13” a „Grawitacją”, między misją ratunkową a walką o uratowanie życia pojedynczego astronauty (w „Grawitacji” astronautki). Jest tu jeszcze i tyle wspólnego, że uratowanie Watneya opisaną w powieści i pokazaną w filmie metodą ma tak samo znikome szanse powodzenia jak ocalenie dzielnej pani doktor w „Grawitacji”. Rozszczelnienie skafandra przez Watneya i uczynienie z rękawicy dyszy napędowej, co daje dodatkowy zbawienny impuls, mam za zabieg godny politowania, podobnie jak odrzucenie przed startem pokrywy górnej, żeby było lżej, i owinięcie startującego z Marsa statku brezentem w celu odgrodzenia się od próżni. Nie da się zdobywać kosmosu w namiotach Beduinów ani w innych tipi. Przebicie rękawicy oprócz krótkotrwałego niemiłego koziołkowania nic by Watneyowi nie dało, po prostu sprężonego powietrza jest w skafandrze za mało.

Inżynier pokładowy spędza na Marsie półtora roku, utrzymując się przy życiu dzięki swej wiedzy i pracy. Nie ma nikogo wśród ludzi, kto by pobił ten rekord. Tytuł filmu nawiązuje zarówno do sytuacji jedynej żywej istoty na całym pustym Marsie, jak i do tego, że tak długie bytowanie czyni ją poniekąd jej mieszkańcem. Według XIX-wiecznej zasady ten obejmuje teren w posiadanie, kto doczeka na nim pierwszych plonów, a nie ulega wątpliwości, że Watney zbierając posadzone na własnym gównie ziemniaki i żywiąc się nimi warunku tego dopełnił. Mamy tu sygnał, że Mars kiedyś tak czy owak zostanie skolonizowany, a dzieje Watneya wśród czerwonych wydm i skał to tylko skromne pierwociny gospodarki, którą kiedyś ludzie na tej planecie rozwiną. Innymi słowy film Scotta pokazuje pionierską próbę urządzenia się na Marsie, a gdyby cywilizacja marsyjska kiedykolwiek powstała, Witney byłby jej ikoną, sztandarem i legendą.

Zarówno powieść, jak i film podkreślają rolę solidarności międzyludzkiej w obliczu groźnego kosmosu. Każdy członek załogi musi wierzyć, że pozostali wyjdą ze skóry, aby go ratować w obliczu zagrożenia, że Ziemia zrobi wszystko, aby udzielić mu pomocy nawet przez setki milionów kilometrów próżni. Podobnie stawia się sprawę wśród żołnierzy na placu boju i choć w praktyce bywa z tym bardzo różnie, kodeks astronautów wydaje się pochodzić z tej samej parafii. Zostawienie kumpla na obcej planecie jest tak ciężkim przewinieniem, że nie wiadomo, jak powiadomić o jego ocaleniu kumpli z załogi. Ares 4 wraca po niego w symbolicznym akcie sprzed samej Ziemi, aby odkupić dawny błąd i grzech. Ale to oznacza także, że każda wyprawa kosmiczna to wojna, a przynajmniej wypad na terytorium wroga. Inaczej tego traktować nie sposób.

 

Przeczytaj recenzję książki „Marsjanin”

Prześlij komentarz



Reklama

Senni zwyciezcy

Książka do kupienia w Stalker Books

planeta smierci cover

Książka do kupienia w Stalker Books

Człowiek idzie z dymem - Marek Oramus

Książka do kupienia w Stalker Books

COVER bogowie lema

Książka do kupienia w Stalker Books