W kilku artykułach i książce „Życie Wszechświata” fizyk Lee Smolin ogłosił teorię dotyczącą wszechświatów istniejących w ramach multiversum. Jego zdaniem wszechświaty potomne powstają ze wszechświatów-matek drogą ewolucji z nieznaczną zmianą parametrów w porównaniu do wszechświata wyjściowego. Po kilkunastu zaledwie pokoleniach może w ten sposób dojść do wytworzenia wszechświata o parametrach zbliżonych do naszego. Chociaż Smolin stworzył kosmologiczną analogię teorii doboru naturalnego Darwina, jego wizja jest traktowana poważnie i szeroko dyskutowana.
Książka Łukasza Lamży to pierwsze w Polsce opracowanie tego zagadnienia, próba naukowej i filozoficznej refleksji nad pomysłem Smolina. Zarazem jednak autor zastanawia się, gdzie zgodnie z tytułem są granice kosmologii, skoro weryfikacja naukowa idei Smolina nie jest na razie możliwa. Jeśli inne wszechświaty rzeczywiście istnieją, żadna informacja nie może się przedostać z jednego do drugiego i o kosmicznym doborze naturalnym możemy wnosić jedynie na podstawie obserwacji naszego Wszechświata.
„Granice kosmosu – granice kosmologii” są pracą naukową, autor nie bardzo troszczy się o to, jak przebije się przez nią przeciętny czytelnik. Wydaje się, że Lamża przedstawił problem z wielu stron, starając się uwypuklić jego konsekwencje dla nauki. A są one takie, że dzisiejsze rygory lokują tego rodzaju koncepcje poza ortodoksyjnie rozumianą nauką. Zarazem jednak nie można odmówić naukowcom prawa do starań, by ogarnąć dzisiejszy obraz świata. Pod tym względem to co wymyślił Smolin wygląda imponująco: wszechogarniająca hipoteza, która wyjaśnia wszystko, od narodzin wszechświatów po kwestię, dlaczego nasz Wszechświat ma takie a nie inne właściwości, sprzyjające powstaniu człowieka. Lamża w tym kontekście proklamuje nawet zaistnienie „kosmologii antropicznej”, obejmującej różne dziedziny wiedzy, ale moim zdaniem posuwa się tu za daleko.