Formy owadzie są nader często wykorzystywane w literaturze i filmach SF. Zwłaszcza Obcy z kosmosu przyjmują owadopodobne kształty, przerażające i fascynujące zarazem. Powieść „Rój Hellstroma” Franka Herberta, autora znanego cyklu „Diuna”, wykazuje bardziej przewrotne podejście: tu ludzie zorganizowani są na modłę owadzią, to ich społeczeństwo, nie wygląd, naśladuje owady, organizację mrowisk, kopców termitów czy pszczelich uli.
Herbert starał się opisać rzecz realistycznie, bez zbytnich naiwności. Jego Ul powstał w roku 1876 na farmie w Oregonie metodą stopniowego drążenia porowatych w tym miejscu skał. Dwieście lat później jest to potężny wielopoziomowy kompleks z windami, sięgający kilometra w głąb ziemi, o średnicy 3 km i zaludniony przez 50 tysięcy osobników. Autor szczegółowo przedstawia, jak robotnikom harującym za frico dostarcza się żywności, światła i energii, jak wymaga się od nich posłuszeństwa i rozrodczości, jak wreszcie wygląda obrona Ula. Głównym jednak problemem jest zachowanie mimikry wobec zewnętrznego świata „dzikich ludzi”, którzy coś zaczynają podejrzewać i podejmują wobec Ula pierwsze akcje rozpoznawcze.
Oczywiście skoncentrowanie tylu osobników w tak ograniczonej przestrzeni jest nie do wykonania – chyba że jest się ludzkim owadem. Herbert przyjął pewne parametry „na wiarę”: nawet spory strumień nie zdołałby czyścić i nawadniać w czasie rzeczywistym tak ludnego miasta, zaraz ktoś by wykrył, że spod ziemi nagle wypływa ściek. Nikt w Ulu nie choruje. Przegrzanie takiego mrowiska oraz smród, jaki od niego bije, także wymagałoby solidniejszego potraktowania. Autora zajmuje co innego: przedstawienie społeczeństwa ludzkiego, a jednak innego niż ludzkie. Jakiego typu społeczność dałoby się zbudować z klocków, które mamy do dyspozycji – po przyjęciu odmiennych założeń? Jest to sztandarowy dylemat fantastyki socjologicznej, która w wykonaniu Herberta prowadzi do niepokojących wniosków: człowiek jest istotą wystarczająco plastyczną, by owadzią formę społeczną dać sobie narzucić i całkowicie się w nią wdrożyć. Wymaga to tylko przeformowania mentalności i zmiany przestarzałych nawyków fizjologicznych. Na szczęście nikt tu nie bredzi o prawach człowieka.
Powieść Herberta można czytać również jako metaforę przebudowy społeczeństwa na wielką skalę. Nasuwają się ciekawe analogie ze społeczeństwem sowieckim, zwłaszcza w tworzeniu kamuflażu wobec świata zewnętrznego, jak to praktykowała Rosja sowiecka i późniejsze rządy komunistyczne. Poszczególne rozdziały otwierają wypisy z dzieł ideologów nowego porządku. Każdy ustrój polityczny ma takie teorie i wskazówki, bolszewicy dzieła Lenina i Stalina, Chiny książeczkę Mao, nawet Ameryka pisma Ojców Założycieli. Stawką jest najpierw przetrwanie wobec naporu wrażych sił (tu „dzikich ludzi” z Zewnątrz), potem konsolidacja i ekspansja, wreszcie zawładnięcie planetą i zamienienie jej w jeden wielki Ul. Hellstrom, przywódca Ula, prowadzi grę równie sprytnie i bezwzględnie jak Stalin, wykorzystując głupotę tych z Zewnątrz, którzy wciąż nie rozumieją, z czym mają do czynienia. Ul posiada też broń, indywidualne różdżki-żądła, i ogólnoplanetarną, obie stworzone przez fizyków Ula. Ci wyglądają jak z Wellsa: wielkie łby, mikra reszta ciała, skoncentrowanie na problemach naukowych, brak zainteresowania dla świata zewnętrznego. Z małego Ula zdolni są operować wielkimi energiami na odległości rzędu średnicy planety.
Herbert unika ocen tak opisanego społeczeństwa, w stronę którego – widać to po upływie półwiecza od wydania książki – jako cywilizacja ochoczo zmierzamy. Z jednym wyjątkiem: Hell z pierwszej części nazwiska wodza ludzi-owadów to piekło – odczytanie uprawnione dzięki wskazówce podanej w tekście. Istotnie, biologiczny totalitaryzm w Ulu, kopulatoria, kadłubki prokreakcyjne, pakowanie opornych i trupów do kadzi, by sporządzić z nich pożywny żur dla mieszkańców, wykraczają znacznie poza to, co uważamy za dopuszczalne w naszej cywilizacji. Dla lokatorów Ula stanowią normę, która nikogo nie bulwersuje. Nowy porządek wymaga nowego człowieka, wyprodukujemy go drogą zmian genetycznych, a następnie warunkowania i szkolenia, jak u Huxleya, i dopiero wtedy nowy wspaniały świat stanie przed nami otworem.