„Wielkie dzieła sztuki wyglądają inaczej za każdym razem, gdy się przed nimi staje. Wydają się tak niewyczerpane i nieprzewidywalne jak prawdziwe ludzkie istoty. Jest to osobny podniecający świat, z własnymi szczególnymi prawami i własnymi przygodami”, pisze E.H. Gombrich w książce „O sztuce”. Dzieło to uchodzi za najpopularniejsze na świecie wprowadzenie do zagadnień związanych ze sztuką. Po raz pierwszy wydane w 1950 roku, doczekało się tłumaczeń na 20 języków, sprzedano je w ponad 7 milionach egzemplarzy, a w języku oryginału jest wznawiane ostatnio co roku.
Nieżyjący od 2001 roku Gombrich uchodzi zatem za ideał popularyzatora i znawcy zarazem, bo zamknąć dzieje sztuk plastycznych od prehistorii po sztukę nowoczesną na 650 stronach z reprodukcjami to nie bagatela. Na sukces „O sztuce” oprócz kompetencji i erudycji autora pracowały klarowne zasady, które przyjął przy jej konstruowaniu. Omawia tylko dzieła sztuki, nie zaś przykłady gustu albo mody; nie pisze o tych, których nie pokazuje na ilustracjach. Preferuje to, co widział w oryginale, ponieważ obcowanie z obrazem wyeksponowanym tak, jak go malarz stworzył, jest przeżyciem mistycznym. Umieszcza dzieła w kontekście historycznym, by zrozumieć intencje mistrza. Za zasadę rządzącą rzeczywistością dzieł sztuki uważa ciągłą zmianę – jest to klucz do narracji wymuszający pokazanie związku z tym, co było wcześniej. W ten sposób tworzy antologię pięknych rzeczy, ale z obowiązkową obecnością arcydzieł, które mają stać się dla czytelnika punktami orientacyjnymi.
Chwalić wznowionej właśnie książki Gombricha nie ma sensu, bo jej renoma jest ustalona. Sztuka, nijak zresztą przez autora nie definiowana, okazuje się w jego ujęciu zjawiskiem żywym, w rozumieniu prawie biologicznym – podlega ewolucji i owocuje wciąż nowymi okazami i gatunkami. Rękami coraz to innych malarzy, rzeźbiarzy, architektów rozwiązuje zagadnienia stojące przed nią od zarania. Czy pokazywać to, co się ze świata widzi, czy to, co się o nim wie? Czy sztuka to ekspresja, czy konstrukcja, czy naśladowanie natury? Czy można pokazać w formie graficznej to co się dzieje w ludzkiej psychice? Przy okazji rozważania takich kwestii Gombrich stwierdza, że postęp w sztuce nie istnieje. Cóż, zależy jak ów postęp rozumieć. Geniusze malarstwa wprowadzali swoje „patenty”, jak przełomowy wynalazek perspektywy, słynne sfumato (zacieranie konturów) w wykonaniu da Vinci czy światłocień Rembrandta. Na warsztat malarzy wpłynęło z kolei odkrycie techniki olejnej, przypisywane van Eyckowi. Jeśli patrzeć od tej strony, postępu nie da się zanegować; jeśli jednak idzie o to, co się malowało czy rzeźbiło i po co, zdaniem Gombricha od prehistorii po nowożytność niewiele się w tej dziedzinie zmieniło.
Kontrowersyjny, jeśli go brać poważnie, wydaje się pogląd wielkiego popularyzatora, że sztuka nie istnieje – są tylko artyści. Podobnie uważa reizm: istnieją tylko rzeczy; nie ma więc sprawiedliwości, tylko sprawiedliwe sądy, nie ma miłości, tylko kochający się ludzie etc. Jestem przekonany, że tu się Gombrich myli, jakże bowiem nazwać to, co owi artyści wyprodukowali i czemu poświęcona jest książka „O sztuce”? Istnieje pewne zjawisko, którego historia jest znana, kluczowe i wybitne dzieła wciąż mogą być podziwiane, nowi artyści znają dokonania poprzedników i odnoszą się do nich. Jest to więc zjawisko żywe, które trwa, rozwija się, ewoluuje, a będzie istnieć tak długo jak ludzkość delegująca na jego usługi utalentowanych twórców.
Gombrich nie tylko przedstawia i omawia dzieła; przy okazji niejako rozprawia się z mitami, prostuje utrwalone błędy i wyjaśnia zawiłości. Tak np. gotyk pochodzi oczywiście od Gotów, ale powstał 700 lat po nich. „Ponieważ Włosi obwiniali Gotów o upadek rzymskiego imperium, zaczęli określać sztukę tego przejściowego okresu ( tj. średniowiecza – przyp. MO) jako gotycką, czyli w ich rozumieniu barbarzyńską”, pisze. Każdy rozdział rozpoczyna się od scharakteryzowania epoki i zmian, które wniosła, a które wtórnie odbiły się na rozumieniu sztuki przez ówczesnych artystów. Jest to więc książka o tym, że coraz to inni artyści rozwiązywali wciąż to samo zadanie: jak oddać ducha czasów, tak jak go czuli i interpretowali swą intuicją.