Leonard Mlodinow:  Hawking. Opowieść o przyjaźni i fizyce

Iron Man w ciele kaleki

W marcu 2018 roku zmarł Stephen Hawking, fizyk i kosmolog, znany całemu światu pokręcony kaleka na wózku. Książka Leonarda Mlodinowa o wielkim fizyku i kosmologu nie pretenduje jednak do miana biografii, jest na to zbyt fragmentaryczna. Jej walorem jest co innego: jako bliski współpracownik Hawkinga przy dwóch książkach, „Wielki Projekt” i „Jeszcze krótsza historia czasu”, miał Mlodinow okazję przyjrzeć się z bliska fenomenowi, którego wcześniej nie znała historia nauki. Nikt nie wyobrażał sobie, że można uprawiać fizykę na najwyższym poziomie i nie móc przy tym choćby zapisać wzoru. „Wypracowałem inne metody”, skwitował zapytany o to Hawking. „Miałem dużo czasu, żeby się przyzwyczaić.”


Andrew Chaikin:  Człowiek na Księżycu. Program Apollo

Pęknięty obelisk

Ćwierć wieku po opublikowaniu w Ameryce ukazuje się u nas obszerna, blisko 800-stronicowa monografia programu księżycowego Apollo. Wśród znawców zagadnienia, a także wśród astronautów, uchodzi ona za najbardziej kompetentny i udany opis drogi do lądowania ludzi na Księżycu. Chaikin, entuzjasta astronautyki, badacz i dokumentalista jej dziejów, starał się oddać wielkość dokonań z przełomu lat 60. i 70 XX wieku i to mu się w pełni udało. Powiódł się także drugi zamiar: uniknął natłoku informacji, dzięki czemu czytelnik nie staje się podczas lektury zagubiony ani znudzony. Krótko mówiąc Chaikin okazał się pisarzem godnym wielkości tematu, który w jego ujęciu zamienił się w opowieść bez mała mityczną.


Marcel Woźniak:  Tyrmand. Pisarz o białych oczach

Śladami Tyrmanda

Pod koniec roku 2020, ogłoszonego Rokiem Tyrmanda, ukazała się książka Marcela Woźniaka „Tyrmand. Pisarz o białych oczach”. Nie jest to biografia sensu stricto, gdyż nie ogranicza się tylko do faktów z życia autora „Złego”. Raczej mamy do czynienia z rozbudowanym reportażem; Woźniak wybrał się po śladach Tyrmanda do Ameryki, na Litwę, do Niemiec i do Rosji – i zewsząd zwoził bogaty materiał. Książkę ułożył achronologicznie z solidnych rozdziałów oraz z migawek, pokazujących jakiś szczegół, ciekawostkę, coś, co się przypomniało świadkom albo zostało odkryte po latach. Także sposób pisania odbiega od solennego relacjonowania dziejów bohatera, popadając nawet w fikcję, bo trudno sądzić, by Woźniak znał myśli ojca Tyrmanda Mieczysława podczas oczekiwania na Umschlagplatzu na transport do Majdanka.


Krzysztof Kąkolewski:  Co u pana słychać?

Parasol dla zbrodniarza

Gdy czytałem pod koniec lat 70. XX wieku „Co u pana słychać?” Krzysztofa Kąkolewskiego, książka miała trochę inną wymowę. Było 30 lat po wojnie, starsi świetnie ją pamiętali i nikt nie negował podstawowych faktów. Dziś czyni to publicznie prezydent Rosji, a Niemcy od lat prowadzą politykę historyczną mającą pomniejszyć ich odpowiedzialność za zbrodnie II wojny, jak i poszukiwać współwinnych. Książka Kąkolewskiego pokazuje między innymi, że takie podejście Niemców nie zrodziło się z dnia na dzień, tylko było obecne od dawna.


Jerzy Pilch:  60 felietonów najjadowitszych

Pogromca marności

W dobie pośpiechu i bylejakości pewne rzeczy znane z przeszłości tracą wyrazistość. Tak stało się z felietonem, którym nazywa się dziś krótki tekst publicystyczny, głównym wyróżnikiem jest tu rozmiar i jeszcze czasami to, że autor dużo pisze o sobie. Jerzy Pilch reprezentował starą szkołę felietonu literackiego, najwybitniejszym przedstawicielem tego kierunku pozostał w moim mniemaniu Hamilton. Ta szkoła wymagała miejsca w piśmie, a od autora erudycji, rodzaju szaleństwa w traktowaniu tematu, władzy nad piórem, czasem powściągliwości w ironizowaniu. Czyli czynników, których dziś, w naszej oskubanej z wykwintności epoce wyraźnie brakuje.


Szymon Hołownia:  Boskie zwierzęta

Syndrom Gombrowicza

Właściwie nie wiadomo, czym jest książka Szymona Hołowni „Boskie zwierzęta”: esejem kulturowym, rozbudowanym felietonem, przeglądem lektur autora, gloryfikacją świata zwierzęcego czy agitką przeciwko zgubnemu nawykowi jedzenia mięsa. Pewnie wszystkim po trochu. Hołownia uważa, że wyszedł mu „płomienny (chyba) manifest chrześcijanina, który ma dość maszyny idącej dziś przez Ziemię i robiącej z niej piekło dla najsłabszych (…) dość robienia z Boga służącego ludzkich apetytów”. Nadto uznaje zwierzęta za święte, widzi je w raju zanim my się tam dostaniemy, jest pewien, że mają dusze i swoje życie umysłowe, a także zaleca, aby człowiek wziął świat zwierzęcy pod kuratelę zamiast go maltretować, jak to czyni dotąd.