Mniej więcej od końca lat 50. XX wieku trwają próby połączenia teorii kwantowej z ogólną teorią względności. Pierwsza opisuje świat subatomowy, druga jest teorią grawitacji i obowiązuje w makroskali. A przecież obydwie dają doskonałe rezultaty i dotyczą tego samego świata, który nie wykazuje żadnego pęknięcia na część mikro i makro.
Obecnie naukowcy podzielili się w tej sprawie na kilka szkół, z których do niedawna prym wiodła okrzyczana teoria strun. Jednakże po przełomowym odkryciu tzw. zmiennych Ashtekara w latach 80. najbardziej obiecująco wygląda pętlowa grawitacja kwantowa, młodsza od swej rywalki, ale bardziej zaawansowana w tłumaczeniu zjawisk. Zarówno bowiem teoria kwantów, jak i teoria Einsteina mają swoje luki i nie nadają się na „teorie wszystkiego”.
Przedstawienia pętlowej grawitacji kwantowej podjął się zawodowy popularyzator nauki, były wykładowca akademicki Jim Baggott, znany u nas z pięciu doskonałych książek o fizyce. Na przykładzie Lee Smolina i Carla Rovellego, dwóch czołowych przedstawicieli pętli grawitacyjnych, pokazuje rozwój tej dziedziny, momenty przełomowe, tłumaczy osiągnięcia i porażki. Na książce odbił się pozytywnie staż wykładowcy Baggotta: skomplikowane zagadnienia wyłożone są maksymalnie prosto, tak że do lektury nie trzeba więcej niż matury z fizyki. Walorem pracy jest ukazanie zespołowości w pracy fizyków: gdy jednym kończy się inwencja, na trop wpadają następni i w pewnym okresie przełomowe prace pojawiają się co chwilę. Z Polaków wymienieni są Jerzy Lewandowski, współpracownik Ashtekara, a także Tomasz Pawłowski i Krzysztof Meissner. Jeśli chodzi o pętlowców, mamy w Polsce naprawdę mocną reprezentację.
Niestety, zarówno teorii strun, jak i pętlowej grawitacji kwantowej brakuje najważniejszego: potwierdzenia doświadczalnego. Zdobycie go nie będzie proste, gdyż jest to fizyka operująca w świecie Plancka, czyli wielkości tak małych, że dla naszych pomiarów na razie nieosiągalnych.