Wśród popularyzujących naukę książek rzadko zdarza się spotkać taką, która by nie była tłumaczona z angielskiego. Z tym większym uznaniem należy powitać pracę Jarosława Włodarczyka, specjalizującego się w historii astronomii, a poświęconą „blademu planecie”, czyli Księżycowi.
Nie jest to monografia pokazująca obecny stan wiedzy o tym wyjątkowym ciele niebieskim. Włodarczyk koncentruje się na zmaganiach pokoleń myślicieli, od starożytności po czasy dzisiejsze, z powstaniem Księżyca, wizerunkiem na jego tarczy, fenomenem kraterów czy ustawienia się do Ziemi tylko jedną stroną – druga aż do epoki sond kosmicznych, które ją sfotografowały, pozostawała nieznana. Zarazem jest to historia astronomii opowiadana z wyeksponowaniem księżycowych epizodów, bo prawie każdy wielki i mniejszy astronom uważał za stosowne coś dodać w tej kwestii.
Książka jest szczegółowa, erudycyjna, autor z równą kompetencją obraca się wśród starożytnych Greków co w wieku XVII czy XVIII. Jest świetnie napisana, co nie zawsze udaje się zwłaszcza tłumaczom z angielskiego. Autor wyposażył ją w bogaty materiał ilustracyjny, pobrany – co może być szokiem – w dużej mierze z polskich bibliotek. Widać zafascynowanie Jarosława Włodarczyka nie tylko astronomiczną, ale i estetyczną stroną Księżyca: malowane ręcznie mapy Księżyca mają staroświecki urok, choć nie zawsze bywają dokładne. Zamieszczono reprodukcje słynnych obrazów z Księżycem w tle; omówiono, jakie wizje księżycowej przyrody i żyjących tam Selenitów prokurowali poważni nieraz uczeni.
Do pewnych prawd o naszym satelicie dochodzono z mozołem. Dopiero w XVII wieku Galileusz odkrył libracje, czyli jakby kołysanie się Księżyca, dzięki czemu z Ziemi widać nie połowę, a 59 procent jego powierzchni. Obrót Księżyca wokół osi był trudny do zaakceptowania nawet dla samego Keplera; podobno do dziś niektórzy mają z tym problem. Kratery przypisywano działalności wulkanicznej naszego satelity, a nawet miały je tworzyć tamtejsze koralowce żyjące w oceanach, które potem opadły i podziały się nie wiadomo gdzie. Udało się Włodarczykowi pokazać, jak od koncepcji zupełnie fantastycznych, generowanych z kapelusza, przechodzono stopniowo do faktów. Tak pożegnano się – nie bez żalu – z Selenitami, gdy podczas przechodzenia Księżyca na tle gwiazd odkryto na nim brak atmosfery.
„W hierarchii ciał niebieskich Księżyc znajduje się na dole drabiny, poniżej planet, gwiazd i galaktyk”, powiada Włodarczyk. Nieprawda – dla nas jest najważniejszy. Kiedy trzeba było, osłaniał nas własną piersią przed meteorytami. Bez jego wpływu, stabilizującego oś obrotu i orbitę Ziemi, nie byłoby ludzkości na pewno.