Zanim „Higgs” Jima Baggotta ujrzał światło dzienne, na rynku była już obecna – także w Polsce – inna książka o podobnej tematyce, „Peter Higgs” Iana Sample’a. Różnica między nimi wskazana jest w tytułach: „Peter Higgs” to opowieść o fizyku, mająca charakter bardziej biograficzny, natomiast higgs u Baggotta oznacza mityczną cząstkę, postulowaną teoretycznie od lat 60. XX wieku i odkrytą dopiero w lipcu 2012 roku. Różnicę w ujęciu Sample’a i Baggotta unaoczniają też podtytuły: „Poszukiwania boskiej cząstki” w pierwszym przypadku i „Odkrycie boskiej cząstki” w drugim, aczkolwiek obaj autorzy pisali swe książki przed słynną konferencją w CERN, potwierdzającą istnienie bozonu Higgsa. Rzecz jasna po ogłoszeniu odkrycia zostało ono uwzględnione w obu pracach.
„Higgs” Baggotta zajmuje się raczej problemową stroną zagadnienia, niewiele dowiemy się stąd o szczegółach biograficznych. Autor koncentruje się na naukowych aspektach polowania na higgsa, opisując etapy konstruowania Modelu Standardowego fizyki cząstek, którego zwieńczenie stanowi słynny bozon. Otrzymujemy wizję intelektualnej przygody ludzkości rozpoczętej koncepcjami kilku teoretyków pół wieku temu, a zakończonej zbudowaniem i zaprzęgnięciem do pracy najbardziej monstrualnej maszyny w dziejach, Wielkiego Zderzacza Hadronów. A wszystko po to, by uzyskać odpowiedź, jak i z czego zbudowany jest nasz świat i jaki mechanizm nadaje masę jego elementarnym składnikom.
Jak pisze w przedmowie Steven Weinberg, noblista, który dobrze zapisał się w dziejach fizyki prowadzących do higgsa, teraz przychodzi czas na teoretyków. Bynajmniej nie wszystko zostało wyjaśnione, a Model Standardowy wciąż nie może uchodzić za teorię ostateczną budowy Wszechświata, gdyż nie obejmuje grawitacji. Higgs jest zwornikiem tego modelu, potwierdzeniem jego słuszności, ale też tylko etapem do celów następnych. Poszukiwania fizyków nie kończą się nigdy.