Książka amerykańskiego dziennikarza, laureata Pulitzera, omawia jeden rok wyścigu kosmicznego pomiędzy USA a ZSRR – 1958. Wcześniej, w październiku 1957, doszło do wystrzelenia przez Sowietów pierwszego sztucznego satelity Ziemi i Ameryka zatrzęsła się jak bokser po nokdaunie. Ale też cios otrzeźwił ją i przestawił na inne tory. 1 lutego 1958 Amerykanie posłali na orbitę swojego pierwszego sputnika, a zakończyli rok wystrzeleniem trzeciego, z użyciem nowatorsko skonstruowanej rakiety Atlas 10-B. (Atlasy latały do lutego 2005 roku, czyli przez 47 lat.) Także w 1958 roku doszło do powołania NASA, rozpoczęto rekrutację kandydatów na astronautów, a szeregowca Farrella posadzono na tydzień w makiecie kapsuły kosmicznej w celu odbycia pozorowanego lotu orbitalnego. Siedział tam, jadł, spał i naciskał guziki; gdy wyszedł, trzeba go było myć wężem strażackim..
D’Antonio opisuje ten przełomowy rok poprzez osoby, które brały udział w wydarzeniach. Nie ogranicza się jednak do prominentnych postaci, jak generał Medaris czy Werner von Braun, ale angażuje świadków „z ulicy”: lokalnego radiowca, sekretarkę, praktykantkę z zespołu badań rakietowych itp. Ukazuje, jak po decyzji o rozwijaniu programu kosmicznego zaczęła się zmieniać Floryda, jak wpompowanie milionów dolarów odmieniło tamtejsze zapyziałe miasteczka i uczyniły z nich ośrodki techniki rakietowej. Wszystko to w kontekście osiągnięć sowieckich – o ile jednak Sowieci ekspediowali w kosmos głównie żelastwo, Amerykanie nawet w nieudanym locie Pioniera III (spadł na Ziemię nie osiągnąwszy orbity) uzyskali dane, które pozwoliły ustalić, że Ziemię otacza nie jeden, a dwa pasy radiacyjne.
Autor tej żywej, reportażowej książki sugeruje, że Amerykanom zabrakło nie techniki, ale wyobraźni. W 1958 roku skończył się też w USA powojenny kryzys ekonomiczny; angażowanie w program kosmiczny marynarki, lotnictwa i wojsk lądowych (każde miało swoją rakietę) było trwonieniem środków. Ale pierwszy krok w kosmos został zrobiony.