Moimi ulubionymi generałami II wojny światowej są Guderian i Patton. Pierwszemu nie wypada okazywać sympatii, bo był Niemcem i zachowywał się parszywie, ale Blitzkrieg to w dużej mierze jego zasługa. Gdyby głupi Hitler nie odwoływał go kilka razy za własne zdanie, wynik II wojny mógłby być inny.
Po stronie amerykańskiej jego odpowiednikiem był Patton, zwolennik atakowania kiedy się tylko dało, człowiek do szaleństwa odważny. Także i on wrzynał się swoimi czołgami w terytorium wroga jak w masło i siał tam spustoszenie. Niemcy uznawali go za najlepszego generała aliantów, a na wojennym fachu się znają. Niestety, także i Patton miał nad sobą miernoty w postaci bezpośrednich zwierzchników, generałów Bradleya i Eisenhowera, a obok siebie na froncie wybitnego nieudacznika marszałka Montgomery’ego, którego pycha dorównywała chyba tylko brakowi smykały do wojaczki.
Książka „Zabić Pattona” autorstwa dziennikarza TV i historyka jest tylko pozornie tym, na co wygląda i co zapowiada tytuł. Kwestie zamachów na Pattona i opis jego śmierci zajmują w niej skromną część objętości. Cała reszta poświęcona jest końcowej fazie II wojny, w tym np. wyzwoleniu obozu Auschwitz, z czym Patton nie miał nic wspólnego. Odniosłem wrażenie, że „Zabić Pattona” jest opowieścią przeznaczoną „dla ludu”, a tytuł nadano dla wzmożenia pokupności dzieła. I rzeczywiście był to besteseller, w samych USA 1,5 miliona sprzedanych egzemplarzy.
Kto zabił Pattona? W zasadzie nie znosili go wszyscy poza zwykłymi żołnierzami. Wierchuszka amerykańskiego dowództwa za „kawaleryjski” sposób bycia i rąbanie prawdy w oczy. Na tle Pattona Eisenhower musiał dotkliwie odczuwać własną mizerię. Stalin wydał na Pattona wyrok śmierci i przynajmniej raz próbował go zgładzić, gdy bojowy spitfire z polskimi oznaczeniami (sic!) zaatakował nieuzbrojony samolot, którym leciał Patton. (Polskiej jednostki lotniczej w ogóle nie było w pobliżu.) Ostatecznie wykończyło Pattona uderzenie wojskowej ciężarówki amerykańskiej w jego jeepa. Jakoś tak się złożyło, że materiały z mizernego dochodzenia poginęły, archiwa zaraz ktoś wyczyścił, sprawcy się rozpłynęli nie ponosząc kary.
Co do mnie, obstawiałbym zmowę amerykańsko-sowiecką w tej sprawie. Eisenhower miał ambicje polityczne, które Patton mógł pokrzyżować mało dyplomatycznym gadulstwem. Sowietom zalazł za skórę, bo nie podzielał powszechnego podziwu dla ich dzielności i rycerskości i nazywał Mongołami. Sowieckiego generała, który zgłosił się do niego z bezczelnymi żądaniami, zwymyślał i wywalił za drzwi, waląc o biurko rewolwerem. W dniu zakończenia II wojny ogłosił na konferencji prasowej: „Będziemy potrzebowali nieustającej pomocy Wszechmogącego, jeśli mamy żyć na jednym świecie ze Stalinem i jego morderczymi zbirami.”
„Zabić Pattona” toczy się wartko, dobrze opowiada epizody z finalnej fazy II wojny, ale jest lekturą solidnie przygnębiającą. Śmierć Pattona wpisuje się w łańcuszek podobnych tajemniczych przypadków, jak śmierć naszego generała Sikorskiego w sfingowanej katastrofie gibraltarskiej. Istnieje duża analogia między zgładzeniem Pattona a zgładzeniem Sikorskiego.
Podły to naród, który morduje własnych bohaterów. (Myślę tu także o Polakach, którzy likwidowali po wojnie AK.) Ale w przypadku Amerykanów droga do tego prowadziła przez ukrywanie prawdy o Katyniu, przez zgodę na holokaust, jaką dali swoją biernością, przez handlowanie całymi narodami i rzucenie ich w objęcia wujaszka Joego. Stalina wielbili do tego stopnia, że wydali mu jednego ze swoich największych bohaterów wojennych.