Jeszcze całkiem niedawno naukowa opinia na temat życia w Układzie Słonecznym głosiła, że nie ma się tu czego spodziewać. Owszem, istnieje Ziemia z jej bogatą biosferą, a oprócz niej może jakieś niedobitki bakterii na Marsie – wszystko. Wiązało się to z poglądem, że życie wymaga, by planeta krążyła w tzw. ekosferze, czyli tam, gdzie nie jest ani za zimno, ani za gorąco. Pod koniec XX wieku obiektów z szansami na życie przybyło: są to lodowe księżyce w głębi Układu, a jak doszło do tego przekonania, pokazuje Kevin Peter Hand w książce „Pozaziemskie oceany”.
Hand, astrobiolog, życiem pozaziemskim zajmuje się profesjonalnie. Nadto badał lodowce na Kilimandżaro, na Antarktydzie i biegunie północnym, wychodząc zapewne z założenia, że materia w podobnych warunkach fizycznych zachowuje się podobnie. Impulsem do poszukiwania śladów życia w lodzie albo pod nim dostarczyło odkrycie kominów termalnych na dnie ziemskich oceanów w 1977 roku. Początkowo nikt nie łączył tych bogatych w ciepło i minerały stożków wulkanicznych z satelitami Jowisza czy Saturna. Dopiero gdy okazało się, że występuje wokół nich bujna flora i fauna, ktoś zauważył, że podobnie przecież może być na innych ciałach kosmicznych. Księżyce takie jak Europa i Ganimedes od Jowisza czy Enceladus i Tytan od Saturna mają własne wewnętrzne grzanie wytwarzane przez siły pływowe. Jest ono miejscami tak intensywne, że prowadzi do gejzerów, jak na Enceladusie.
W ujęciu Handa zostało to przedstawione przejrzyście i sugestywnie, ta część książki ma prawie charakter monograficzny. Hand informuje, jak przekonano się o istnieniu owych podlodowych oceanów, jakie w tym celu wykonano pomiary, jaka to woda i ile jej jest (w sumie 20 razy więcej niż na Ziemi). Jeśli jest podgrzewana przez kominy hydrotermalne, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że mogło tam dojść do powstania i ewolucji życia, które obecnie mości się pod lodem. Gdyby powstały tam stworzenia wyższego rzędu, np. ryby, byłyby to prawie ślepe osobniki poruszające się w wiecznej ciemności i polujące na siebie nawzajem.
Lecz przekonanie o realności fauny na Europie czy Enceladusie Handowi nie wystarcza. Zastrzegając, że wykracza poza rygory naukowe, pozwala sobie na dywagacje, jak by mogły wyglądać formy inteligentne w takim środowisku i jaką cywilizację by wytworzyły. Te opisy mocno pachną fantastyką, bo Hand zastanawia się nawet nad ich rolnictwem, obróbką metali, gotowaniem żywności itp. Wyraźnie czuć zawód autora, że pod wodą, w ciemnościach, niemożliwe jest hutnictwo metali czy używanie prądu elektrycznego. Ale czy wykluczone jest wytworzenie metodami biologicznymi czegoś na kształt mikroprocesora? Prawie odbieramy współczucie autora dla uwięzionych w wiecznej nocy istot, z wielokilometrowej grubości sufitem lodowym nad głowami (jeśli je mają), odcinającym je od gwiazd i reszty Wszechświata. Jakiej kultury, jakiej filozofii można by się po nich spodziewać?
W końcowych partiach Hand daje wyraz swemu rozgoryczeniu, że NASA skąpi środków i nie docenia wagi problemu. Za rok czy dwa ma ruszyć sonda w kierunku Europy – Hand kieruje tym projektem – dotrze tam pod koniec dekady i dokładnie wszystkiemu się przyjrzy z orbity. Lądowanie na lodzie przewidziano na późniejszy termin, a mrzonki o zapuszczaniu czujników i batyskafów pod lód mają szansę ziścić się chyba po roku 2050. A przecież pytanie o życie pozaziemskie uchodzi za kluczowe. Fizyka, chemia, geologia dowiodły swej uniwersalności we Wszechświecie, biologia czeka dopiero w kolejce. Wiedza o życiu na księżycach Jowisza i Saturna oznaczałaby przełom: albo życie jest w kosmosie powszechne, albo bardzo rzadkie. Obie możliwości mają doniosłe konsekwencje.
Jak każdy naukowiec zauroczony własną dziedziną, Hand jest entuzjastą. Historia wykrywania potencjalnego życia pod lodem w kosmosie to w jego ujęciu relacja z pierwszej ręki. Książka dotyka także kwestii związanych z astronautyką, z techniką badań z orbity, wreszcie neguje mit o ekosferze jako warunku koniecznym zaistnienia życia. Światło gwiazdy może być zastąpione przez grawitację wielkich planet, ściskającą i rozciągającą księżyce na ich nieregularnych orbitach. Kosmos jest bogatszy w możliwości niż nam się wydawało.