Społeczeństwo idiotów



Tytuł
Przedrzeźniacz
 
Autor
Walter Tevis

Tłumaczenie
Robert Waliś

Wydawca
MAG 2015, Artefakty nr 4

Cena wydawnictwa
35 zł
Społeczeństwo idiotów
 

Czytałem tę książkę z narastającym zdumieniem; to jeszcze ktoś pisze takie rzeczy? Rychło okazało się, że autor zmarł w roku 1984, a „Przedrzeźniacza” opublikował w brzemiennym dla nas roku 1980, co jeszcze potęguje szacun, albowiem jego ładunek wizjonerski jest zadziwiający.

W 2467 roku Ameryka wygląda jak strzęp kraju cywilizowanego: jeszcze zostały budynki i urządzenia po epokach technicznej chwały, ale wszystko popada w ruinę, roboty przeznaczone do usuwania awarii stopniowo zamieniają się w złom. Jeszcze funkcjonują wytwórnie podstawowych produktów żywnościowych, ubrań i gadżetów, ale i te robią bokami wskutek braku zarządzania i koordynacji. Najbardziej przerażające wydaje się to, co się stało z ludźmi. Otępiałe, bezwolne osobniki plątają się w tym krajobrazie, mamląc jakieś frazesy; ich życie utraciło podstawę duchową, to wegetacja, nie egzystencja. Zasady Przymusowej Grzeczności (nikomu nie patrzy się w oczy, do nikogo zanadto się nie zbliżamy) komplikują kontakty międzyludzkie. Pytanie o to, gdzie ktoś mieszka, to Naruszenie Prywatności, a okazywanie złości to ciężki Błąd.

Nic w tym dziwnego nie ma, skoro najinteligentniejsze osobniki podlegają likwidacji jeszcze przed osiągnięciem dojrzałości, resztę zaś się sterylizuje. Żeby zatkać wszystkie szpary w systemie, środki antykoncepcyjne dodaje się do leków i pastylek na dobre samopoczucie, zwanych soporami. (Marihuana jest tak powszechnie dostępna, że właściwie obowiązkowa.) W takim kontekście nie dziwi, że populacja świata wynosi całe 19,5 mln ludzi, w tym w Afryce 3 mln, w Azji 4,5 mln, Europa i Australia są praktycznie bezludne, zaś w Ameryce Południowej cieszy się życiem 2,2 mln osób. Co jakiś czas w krajobrazie unosi się dym jako efekt grupowych samospaleń; z niewiadomych powodów desperaci podpalają się zawsze trójkami, dość mając takiego żywota. Przedtem faszerują się specyfikami antybólowymi, aby umrzeć pogodnie; czy dochodzi przy tym do naruszenia Przymusowej Grzeczności, autor nie przesądza.

Szczególnie ów upadek ducha widać na terenie Uniwersytetu Nowojorskiego, gdzie niczego się już nie uczy, a starsi doktoranci odziani w dżinsowe szaty oddają się kontemplacji, usiadłszy w kręgu. Zwiedzając pomieszczenia uczelni widzimy, że większość z nich stoi pusta; bohaterowie dopiero po intensywnych poszukiwaniach natrafiają na miejsce, gdzie mogła być biblioteka, a książki znajdują się w magazynie, skierowane na przemiał. Jest bowiem to społeczeństwo zgrupowaniem analfabetów; czytania, pisania i rachowania nie uczy się nawet na uniwersytecie. Nasz bohater opanował tę trudną sztukę jako samouk, zgłasza się więc z propozycją, że będzie tego uczył, ale jego oferta zostaje odrzucona.

Mamy więc do czynienia z dystopią o podłożu nie tyle politycznym, jak to bywało dotąd, ale kulturowym. Nikt nic nie czyta, a wychowanie i edukacja czynią z ludzi skrajnych konformistów. Społeczeństwo jest zdysocjowane, rodzina nie występuje, o Bogu mało kto słyszał, hasła takie jak „Jeżeli masz wątpliwości – daj spokój” albo „O nic nie pytaj, odpręż się” przesądzają o preferencjach ogółu. W tej sytuacji ktoś, kto czyta, staje się solą w oku, ale system jest już zbyt zmurszały, by zareagować. Bentley uczy pisać i czytać Mary Lou, napotkaną przypadkiem buntowniczą kobietę i razem rzucają wyzwanie systemowi. Okazuje się, że ktoś, kto czyta, kto wie o świecie różne rzeczy i przez to więcej rozumie, zdolny jest wziąć swój los we własne ręce, odłożyć wszechobecne jak u Huxleya w „Nowym wspaniałym świecie” prochy, zacząć jasno myśleć i założyć komórkę spiskującą przeciw ogólnemu zidioceniu. Ta komórka liczyć będzie na razie trzy osoby, bo wkrótce Mary Lou urodzi dziecko, pierwsze w tej społeczności nie wiadomo od kiedy.

O przyczynach takiego stanu rzeczy na planecie nie wiemy wiele, zdaniem autora doprowadziła do niego mechanizacja życia i oddanie decyzji w ręce inteligentnych Robotów Marki 9. Czytelnik współczesny te przyczyny może sam wywieść z rzeczywistości. Rozbuchana, doprowadzona do absurdu polityczna poprawność, kryzys edukacji prowadzący do masowego analfabetyzmu zwykłego i funkcjonalnego, chora kultura i sztuka – zaiste, narzucone na masową skalę wynaturzenia mogą po jakimś czasie skutkować ogólnoplanetarną tragedią. Jak w innych antyutopiach i dystopiach bohater podróżuje w „Przedrzeźniaczu” od nie wiem do wiem, trudności kształtują jego charakter i ponad wszelką wątpliwość zdaje sobie sprawę, że tak dalej żyć nie chce. Od niego i jego rodziny zaczyna się zmiana, podobnie jak w „My” Zamiatina i innych pokrewnych dziełach tego rodzaju.

Tevis, pisarz mało znany, o niespecjalnie ciekawym życiu, przed śmiercią alkoholik, w tej akurat powieści wykazał się godną mistrzów przenikliwością. Zdiagnozował amerykańską rzeczywistość, znalazł w niej ziarna upadku i opisał, do czego ich cierpliwe hodowanie doprowadzi. Jednego się nie ustrzegł: optymizmu. Jego rok 2467 należałoby skorygować na 2067. Najwyżej.

Prześlij komentarz



Reklama

Senni zwyciezcy

Książka do kupienia w Stalker Books

planeta smierci cover

Książka do kupienia w Stalker Books

Człowiek idzie z dymem - Marek Oramus

Książka do kupienia w Stalker Books

COVER bogowie lema

Książka do kupienia w Stalker Books