Wśród mrowia propozycji książkowych nawet wydawcy nie jest łatwo znaleźć wartościowy kąsek. Tym większe uznanie należy się temu, kto w śmietniku, jakim jest współczesna produkcja fantasy, znalazł trylogię Gartha Nixa, Australijczyka, który zdołał napisać coś odstającego od standardu i sztampy gatunkowej. Przedstawiałem już tu „Sabriel”, tom otwierający cykl o Starym Królestwie, wskazując na podobieństwa jego elementów do wzorcowej pracy J.K. Rowling o Harrym Potterze. Na szczęście w kolejnych dwóch tomach Nix od tego zauroczenia odszedł i podążył własną drogą.
Niemniej i tu bohaterka – jak Potter – dorasta do zadania, mając się zmierzyć w finale ze złem wcielonym, dybiącym na świat i ludzi. Zostało to rozpisane na dwa tomy: „Lirael” (to jej imię) i „Abhorsen” (to nazwisko, a zarazem nazwa profesji magicznej, polegającej na wyprawianiu Zmarłych z powrotem w zaświaty). Sabriel z pierwszego tomu jest już królową i odchodzi w politykę; uwaga Nixa przenosi się natomiast na bliźniaczy klan Clayrów, którego domeną jest zaglądanie w przyszłość. W klanie dorasta brzydkie kaczątko, sfrustrowana nastolatka, która długo nie może uzyskać typowych dla Clayrów zdolności prekognicyjnych, jest bowiem kim innym. Inne są jej zdolności i inne wynikają z nich powinności.
Takie są prawa cyklu, że jedni bohaterowie odchodzą w cień, a na ich miejsce pojawiają się inni. Chyba też dążenie wzwyż, szukanie przez bohatera dróg awansu we własnej dziedzinie jest dla czytelnika atrakcyjniejsze od zabiegów zachowawczych, mających na celu obronę pozycji i osiągniętego statusu. Tom drugi w dużej mierze służy prezentacji nowej bohaterki Lirael, nastolatki z kompleksami, rozmyślającej nawet o samobójstwie. Lecz rychło się okazuje, że jest ona Abhorsenem, córką nekromanty z pierwszego tomu i siostrą Sabriel, więc jej przeznaczeniem są zmagania ze Zmarłymi i wchodzenie za nimi w Śmierć. Aby jednak Lirael mogła się wykazać, zostaje zaktywizowane pradawne zło; wieki temu nałożono na nie więzy, które wskutek zabiegów przewrotnych pomocników zostały zdjęte i trzeba je instalować de novo.
Tom drugi jest więc obrazem uzyskiwania przez Lirael magicznych kompetencji i rozpoznawania własnych możliwości, a jednocześnie powolną ekspozycją zagrożenia, z którym przyjdzie się jej zmierzyć. Idzie to prawie dokładnie według schematu z części pierwszej: dużo podróżowania (to cecha całej fantasy), czajenia, się, przepychanek, pozyskiwania sojuszników – a w finale „Abhorsena” ostateczna rozgrywka, kiedy wszystko wisi na włosku i tryumf zła wydaje się przesądzony.
Nix opiewa zatem walkę w obronie tożsamości świata, zagrożonego zewnętrzną inwazją i destrukcją. Pod tym względem trylogia Australijczyka kojarzy się z dziełem samego Tolkiena, gdzie podobnym zagrożeniem zdewastowania przez Mordor objęte było Śródziemie. Bój o wartości, o to, by rzeczy i urządzenie świata pozostały z grubsza nienaruszone, jest centralnym motywem i u Tolkiena, i u Nixa. Nowy zaś porządek, który się szykuje, wydaje się wystarczająco przerażający w samych zapowiedziach, by pobudzić do sprzeciwu i czynnej działalności w obronie starego ładu.
Imponuje także u Nixa kapitalne połączenie magii z techniką – rzecz w dziełach fantasy nieczęsta. Zmiana przebiega wzdłuż osi geograficznej: im bardziej na północ, w terytorium Starego Królestwa, tym bardziej się robi magicznie i tym więcej sił działa w sposób pozanaukowy. Bardziej zaś na południe, poza Strefą Graniczną, krajobraz upodabnia się do tego, z czym obcujemy na co dzień. W ten sposób Garth Nix daje nam dodatkową wskazówkę, że pozornie abstrakcyjne wydarzenia z jego trylogii są alegorią, bo dotyczą nas i naszego świata; może tylko zagrożenie przyjmie inną postać.