Swego czasu zachodziliśmy w głowę w „Nowej Fantastyce”, jak przedstawić w gazecie chińską SF. Nikt nie znał żadnego dzieła ni autora z Chin. Skończyło się na tym, żeśmy pomysł prezentowania Chińczyków zarzucili, a zaproszenie na konwent chiński zignorowali, obawiając się przymusu basowania tamtejszemu reżimowi.
Dziś by nie poszło tak łatwo. Oto w Chinach pojawiła się gwiazda pierwszej wielkości, która przebiła się nawet w Ameryce. Cixin Liu otrzymał Nagrodę Hugo za tłumaczoną na angielski powieść, co zdarzyło się doprawdy po raz pierwszy. Czytałem ją zatem ze zrozumiałą zawiścią, bo facet, który zakasował samego Lema (autorowi „Solaris” nigdy nie udało się dostać Hugo) godzien jest uwagi.
Sama powieść imponuje przede wszystkim egzotyką chińską, czyli tym, co Cixin Liu zna najlepiej. Najlepsze kawałki to wspomnienia bohaterów z okresu rewolucji kulturalnej, jaka się w Chinach odbyła w latach 60. XX wieku, czy opis dziczy hunwajbińskiej demolującej na śmierć sędziwego astrofizyka za wierność poglądom naukowym na naturę Wielkiego Wybuchu. W takiej to rzeczywistości Chińczycy budują wielki radioteleskop do nasłuchu kosmosu, nazwany Czerwonym Brzegiem. Rytuały związane z rekrutowaniem załogi do tej stacji, gdy większość uczonych postradała życie albo została zapędzona do karczowania lasów, są walorem samym w sobie.
Cixin Liu jest mi bliski pod jednym względem: pracuje w elektrowni, jako i mnie się przydarzyło. Z tym, że on w niej pozostał, pisując sobie SF wieczorami, w godzinach wolnych od pracy – a może i w pracy (gdy maszyneria w elektrowni hula bez awarii, nie bardzo jest tam co robić). Ja zaś elektrownię lekkomyślnie opuściłem, nie widząc tam nic atrakcyjnego; kto lepiej wybrał, pokazała przyszłość. Imponuje mi też poniekąd, że akcja „Trzech ciał” rozgrywa się w dużej mierze w środowisku astrofizyków, matematyków i innych przedstawicieli nauk ścisłych, że zostało to oddane wiarygodnie i kompetentnie. Nie jest to częsta maniera wśród autorów SF.
W fabułę „Trzech ciał” została umiejętnie wpleciona gra na tytułowy temat: cywilizacja w układzie Trisolaris ma się z pyszna, ilekroć nastają zjawiska chaotyczne – a w takim układzie nastają względnie często. Rychło okazuje się, że gra to nie żadna abstrakcja, skonstruowana dla zarobienia worka juanów, lecz odzwierciedlenie realnych zdarzeń z realnego układu trzech gwiazd układu Centaura. Tu jednak pierwsze zastrzeżenie: Centaur nie jest układem trzech ciał w ścisłym rozumieniu, gdyż dwie gwiazdy krążą tam względnie stabilnie wokół wspólnego środka masy, a trzecia – Proxima – okrąża je w wielkiej odległości. W żargonie astronomów mówi się, że „nie widzi” ona swych dwóch towarzyszek, mielibyśmy więc do czynienia właściwie z układem dwóch ciał, ponieważ z pozycji Proximy Centaur A i Centaur B zlewają się właściwie w jedno ciało.
„Nie stosuję SF jako zawoalowanego sposobu krytykowania obecnej rzeczywistości”, sumituje się w posłowiu Cixin Liu. „Uważam, że największym urokiem tej literatury jest tworzenie licznych wymyślonych światów.” Czyni tak zapewne dla czynników politycznych, które widzą gdzie mogą zakamuflowaną krytykę systemu – pod tym względem komunizm w Chinach nadal ma się dobrze. Cixin Liu ustosunkowuje się także do kwestii kontaktu, któremu de facto poświęcone są „Trzy ciała”. Ściąganie w okolice Słońca przybyszów z gwiazd może się okazać podobnym dobrodziejstwem jak ściąganie emigrantów muzułmańskich do Europy. Gdy ludzie patrzą w gwiazdy – przestrzega Liu – spodziewają się, że tamtejsze cywilizacje „muszą przestrzegać uniwersalnych, szlachetnych zasad moralnych, a różnorodne formy życia muszą się kierować równie powszechnym, oczywistym kodeksem postępowania”. Takie stawianie sprawy chiński autor uważa za naiwność , radząc zachować daleko idącą ostrożność w stosunku do tzw. braci w rozumie.
Cixin Liu ma bajeczne pomysły quasi naukowe, jak ten o wzmacnianiu fali radiowej przez Słońce sto milionów razy czy o rozwinięciu wewnętrznej struktury protonu w celu zablokowania postępu naukowego na Ziemi. Wizja cywilizacji z Trisolaris, uginającej się pod pręgierzem chaosu, też wystarczająco oryginalna. Dobrze pokazano przygotowania socjologiczne do inwazji z Centaura; gra w trzy ciała ma być tylko jednym z elementów. Innym jest ruch zwolenników Trisolaris, który przybiera takie rozmiary, że trzeba się z nim liczyć. Za sprowadzeniem Centaurczyków ma przemawiać fakt, że nasza cywilizacja nie radzi sobie z problemami, więc Obcy w swojej wielkoduszności świetnie nam pomogą.
Pomogą albo i nie. Największym błędem, jaki można popełnić, jest oddanie decyzji za swój los w cudze ręce. W powieści Cixin Liu jest już po tym fakcie, flota z Centaura ruszyła, będzie tu za pięćset lat, postęp na Ziemi został zablokowany, jednym słowem kaplica. Ta bardzo dobra powieść jest jednak początkiem trylogii, więc wkrótce się przekonamy, jak przebiegnie apokalipsa.