Prawie wszystko w tym filmie jest niewiarygodne. Najpierw wizja Ziemi spustoszonej, gdzie gra idzie o przetrwanie, a priorytetem jest produkcja żywności. Natura zagrożenia nie jest widzowi znana, być może ma ono charakter klimatyczny, bo często zdarzają się potężne burze pyłowe. Pył leci zewsząd i zasypuje wszystko, choć w pobliżu farmy głównego bohatera są otwarte zbiorniki wodne w dobrej kondycji, więc wilgoci w powietrzu nie powinno brakować. Ziemia jest jednak nie do uratowania i lepiej ją opuścić, ale to musimy przyjąć wyłącznie na wiarę. Główny bohater, były pilot NASA, rozpatrując anomalie magnetyczne, a może grawitacyjne w swoim domu, wpada na trop tajnego ośrodka NASA, który przygotowuje wyprawę mającą rozeznać, gdzie z tej Ziemi uciec. Natychmiast zostaje dokooptowany do załogi – jak przeszedł przeszkolenie, kogo zastąpił, gdzie jest drugi pilot, co robią inni załoganci – o tym ani słowa. Wiadomo tylko, że wystarczy dolecieć do Saturna, gdzie znajduje się wlot „gwiezdnych wrót”, które wyekspediują ziemski statek poza Galaktykę. Tam wokół czarnej dziury krążą trzy planety, rokujące nadzieje na przesiedlenie. Już wcześniej ruszyli tam wysłannicy na bliższe rozpoznanie.
Pomysł osiedlania się w okolicy czarnej dziury to delikatnie mówiąc nieporozumienie. Planety w takiej okolicy nie wyglądałyby tak ponętnie jak u Nolana, doświadczając przeróżnych niestabilności, aż w końcu posłużyłyby czarnej dziurze za paszę. Raporty wysłanników są przesiąknięte optymizmem; na miejscu okazuje się, że oszukiwali – pod presją samotności pragnęli tylko tego, by ktoś ich stamtąd zabrał. Stanowczo logika i wiedza astrofizyczna nie jest mocną stroną scenariusza. Jakby tego było mało, oszukuje również stary fizyk, że znalazł rozwiązania kluczowych równań z dziedziny bodaj kwantowej grawitacji. Nasz pilot stopniowo dochodzi do wniosku, że odlot z Ziemi, poświęcenie rodziny – gdy wróci, jego dzieci będą staruszkami – wszystko to na darmo. (Właściwie dlaczego na Ziemi ma upłynąć tyle lat? W układzie czarnej dziury zwolnienie czasu będzie niewielkie, ponieważ statek nie rozwija tam prędkości przyświetlnych.) Zaś podróż wormholem, czyli owym gwiezdnym kanałem, jest prawie bezczasowa. Nota bene astronauci z całą powagą tłumaczą sobie, co to czarna dziura i jak działa wormhol, zginając kartkę papieru i przebijając ją długopisem. Tego typu sceny wśród autentycznych astronautów są nie do pomyślenia.
Od momentu, gdy bohater pakuje się w czarną dziurę, kończy się nauka, a zaczyna bajka. Widzi wiele wariantów rzeczywistości, ale od razu natrafia na ten, który go dotyczy. Swojej córce przesyła Morsem komunikat – ale nie wiemy jaki – który pozwala wreszcie rozwiązać owe równania kwantowej grawitacji. Wiedzę tę zdobył w czarnej dziurze – analogicznie ktoś porwany przez wezbraną rzekę podczas powodzi migiem by wpadł na rozwiązanie równań Naviera-Stokesa, opisujących przepływ turbulentny. Ziemi to nie uratuje, zostanie opuszczona, a ludzkość (chyba nie cała?) wyniesie się na stację Cooper koło Saturna. W duszoszczipatielnej scenie dzielny astronauta ściska pomarszczoną rękę swej córki staruszki. Tego typu zakończenie „metafizyczne” weszło w modę od pamiętnej „Odysei kosmicznej 2001”. Bohater patrzy na ludzkość jakby z zewnątrz, oczami Obcych, którzy egzystują w innym wymiarze i całą sprawę z myślą o nas zaaranżowali. Jest to też kolejny film, w którym odzywa się ton o nieuniknionym kataklizmie całej planety. Bohater zachowuje się jak ktoś z monomitu Campbella: wyrusza poza swą rzeczywistość, tam stacza walkę i wraca z kluczową informacja, która odmieni los jego ludu. Lud będzie wdzięczny, ale pomniki zbuduje jego córce. Na filmy takie jak „Interstellar” warto się wybrać z jednego powodu: dla efektów wizualnych. Dobrze oddane obce planety i tak wydają się lekko zmienionymi wariantami poczciwej Ziemi. Nieźle pokazane sceny w kosmosie. Zupełnie niewiarygodna czarna dziura, łącznie z tym, co się rozgrywa w jej wnętrzu. Wychodząc z kina ma się pragnienie, by ktoś wreszcie porządnie zestroił warstwę wizualną z intrygą naukową, bo jak na razie nawet największym tuzom kina SF słabo się to udaje.