Mariusz Urbanek wyspecjalizował się w opowieściach biograficznych, poświęconym wybitnym postaciom literatury polskiej, m.in. Broniewskiemu, Brzechwie, Tuwimowi, Tyrmandowi. Tym razem bohater jego książki jest liczniejszy, bo stanowi go grono lwowskich matematyków z początku XX wieku, którzy przeszli do historii pod nazwą szkoły lwowskiej. Po dziś dzień jest to najważniejszy wkład Polski do światowej matematyki.
Rzecz jasna Urbanek nie opowiada o dokonaniach matematycznych tej grupy, ale o ludziach ją tworzących i o uprawianiu przez nich ulubionej dyscypliny naukowej. „W oczach kogoś przyglądającego się z boku mogli wyglądać na ludzi niespełna rozumu. Milczeli przez długie minuty, pijąc kawę i patrząc na siebie nieprzytomnym wzrokiem. Nagle ktoś wybuchał śmiechem i coś szybko bazgrał ołówkiem na blacie stolika. Potem znów zapadała cisza, po chwili ktoś inny rzucał kilka słów, toczyła się emocjonalna dyskusja i znów następowało długie milczenie.” Stanisław Ulam wspominał, że pod względem intensywności myślenia i zdolności koncentracji posiedzenia w Kawiarni Szkockiej można porównać tylko z pracami nad bombą atomową w ramach Projektu Manhattan.
Z grupy matematyków lwowskich owego czasu Urbanek wybrał czterech najbardziej prominentnych: Banacha, Steinhausa, Mazura i właśnie Ulama. Opisy ich osobowości, jakże różnych, ich niekonwencjonalnego zachowania, roje anegdot wypełniają tę świetną książkę. Banach wniósł największy wkład do nauki (przestrzenie Banacha), Ulam był najsławniejszy. Steinhaus specjalizował się w układaniu aforyzmów; jego „Ziemia: kula u nogi” jest jednym z najlepszych, jakie słyszałem w życiu. Kres szkole lwowskiej położyła oczywiście wojna, szczególnie dziwacznie przebiegająca we Lwowie. Według obliczeń Steinhausa 70 procent matematyków lwowskich zginęło albo zdążyło wyjechać za granicę; dla Polski byli tak czy owak straceni.
Wspaniały to epizod w dziejach rodzimej nauki. Taki sposób podejścia do matematyki, taka plejada talentów prędko się nie powtórzy. Aż prosi się, by o szkole lwowskiej nakręcić film, bo niewiele mamy tak pięknych epizodów w naszej historii.