Z piekła do piekła



Tytuł
Obcy. Romulus (USA 2024)
 
Reżyseria
Fede Alvarez, prod. Ridley Scott




Z piekła do piekła
 

Kiedy 44 lata temu pisałem o filmie „Obcy – 8. pasażer Nostromo”, wśród zwolenników fantastyki filmowej panowała zgoda, że jest to nowa jakość pod względem artystycznym, estetycznym i dramaturgicznym. Opinia ta obowiązuje do dziś pomimo nakręcenia kilku prequeli i uzupełnień. Żadna z tych produkcji nie przeskoczyła poziomu „Nostromo”.

Obecnie staje w szranki siódmy film z tej serii: „Obcy. Romulus”, rozsławiony zawczasu tym, że w roli jego producenta wystąpił reżyser legendarnego pierwowzoru Ridley Scott. Jak ulokować to dzieło w krajobrazie kontynuacji nie zawsze kompatybilnych z tytułem otwierającym cykl? Moim zdaniem jest to drugi chronologicznie (według chronologii świata „Nostromo”) film pokazujący uniwersum z obecnością Obcych, zwanych też ksenomorfami. Nie biorę pod uwagę prequeli, które zajęły się genezą Obcych: miał ich wyprodukować sztucznie szalony naukowiec, a potem jakoś rozpierzchli się po kosmosie.

Argumenty za tym, że „Romulus” rozgrywa się niezadługo po „Nostromo” są dwa. Pierwszy to ten, że na transportowcu Nostromo działał komputer określany w slangu załogi jako Mother, co stanowi uproszczenie symbolu technologicznego MU/TH/UR-6000 – i podobne spotykamy na stacji Romulus, może tylko z wyższym numerem. Drugim znakiem jest przepołowiony robot znaleziony na Romulusie, kropka w kropkę podobny do Asha z Nostromo. Były to roboty idealnie przypominające ludzi, które korporacja wtykała pomiędzy załogi, by pilnowały jej interesów. Dla oszczędności nie nadawano im indywidualnych cech, tylko produkowano seryjnie.

W „Romulusie” oś intrygi stanowi ucieczka grupki młodych ludzi z planety oddalonej od Ziemi o kilkadziesiąt lat świetlnych. Dramat tych młodych rwących się ku wolności pozostał w filmie niewygrany, ale nie po to są horrory SF. Obcość planety poznajemy od razu po pierścieniu, który ją okrąża. Korporacja Weyland-Yutani prowadzi na niej działalność wydobywczą, eksploatując górników-ludzi w nieludzki sposób. Nasza bohaterka Rain wypełniła kontrakt i zjawia się po zwolnienie. Nie otrzymuje go; w zamian dostaje nowy przydział lat do przepracowania. Jako żywo przypomina to łagry sowieckie, gdzie bez żadnego uzasadnienia dodawano do wyroku dychę albo i ćwiarę. Górnicy W-Y jak drzewiej w dalekiej Polsce idą na szychtę z kanarkiem w klatce jako wskaźnikiem zadymienia kopalni metanem. Świadczy to o warunkach pracy pod ziemią, a także o traktowaniu pracowników przez pracodawców w jakże odległej przyszłości.

Owa grupka młodych postanawia uprowadzić holownik górniczy i dostać się do stacji nad planetą; po wejściu w hibernatory mają nadzieję dotrzeć do planety odległej o sześć lat lotu, gdzie podobno da się żyć. Jak postanawiają, tak czynią; nikt ich nie zatrzymuje, holownik szczęśliwym trafem jest zatankowany, nikt go nie pilnuje. Po dokowaniu do stacji przymusowi astronauci rozchodzą się w poszukiwaniu paliwa na sześcioletnią podróż. Tu jednak pojawiają się alieny i gonitwa z nimi trwa do końca filmu.

Konstrukcyjnie „Romulus” rozpięty został na szkielecie fabularnym „Nostromo”. Jak tam było siedmiu astronautów, w tym robot Ash i dwie kobiety, tak tu mamy dwóch młodzieńców i trzy dziewczyny plus robot Murzyn. Główna bohaterka Rain początkowo nie przypomina bohaterskiej Ripley, ale jak tamta zostaje w końcu z Obcym sam na sam. I tak jak tamta pozbywa się intruza wymiatając go z kabiny w otwarty kosmos. Scena z nakładaniem skafandra, końcowe odliczanie do zderzenia z pierścieniem przypominają jako żywo pierwowzór, z tą tylko modyfikacją, że na Nostromo odliczano sekundy do eksplozji statku.

Są i różnice: w „Nostromo” alien powstaje ze skórzastego jaja zdeponowanego we wraku pechowego przybysza z gwiazd. W „Romulusie” roje gotowych do zapłodnienia facehuggerów (polscy fani cyklu tłumaczą to jako „namordniki”) atakują wszystko co się rusza. Nie zmienia się metoda infekcji: upiorne paluszki w twarz, wężowy oplot wokół szyi i drugi wąż prosto w gardło. Jedna z dziewczyn jest w ciąży, chyba po to, by doprowadzić do hybrydy człowieka i aliena. Powstał osobnik równie odrażający jak Obcy, ale dla kontrastu biały, trzymetrowej na oko wysokości, widzący (alieny są ślepe), z imponującym ogonem złożonym z kręgów. Indywiduum to błyskawicznie po urodzeniu osiąga pełny rozmiar i zagryza albo pożera własną matkę, trudno stwierdzić, bo dla oszczędzenia wrażliwości widza pokazano to niewyraźnie.

Film momentami wydaje się niedomyślany: co ksenomorfy jedzą, skoro tak szybko przebiegają u nich procesy biologiczne? Stacja jak na obiekt porzucony wydaje się sprawna i dobrze zaopatrzona w energię, a przy tym względnie czysta, choć powinien tam panować smród ludzkiej padliny i odchodów Obcych. Nikt jej nie penetrował – może wieść o alienach się rozniosła, a może korporacja W-Y ma wobec niej własne plany. Coś jednak dzieje się z grawitacją: raz jest, to znowu jej nie ma, wszystko fruwa, to znowu wali się na dół – na wszelki wypadek nie pokazano pokładu zalanego wodą. Do paskudnych gadzin w ich dorosłej, imponującej wersji lepiej nie strzelać, gdyż ich krew to stężone kwasy, które ściekając ku poszyciu wyżrą dziury i zdehermetyzują stację. Niedługo po tej przestrodze nie ma jednak wyjścia, trzeba prażyć do napierających alienów i szatkować je na drobne. Strzępy Obcych latają więc w powietrzu, a ich posoka unosi się jako te womity (akurat panuje nieważkość); pomiędzy girlandami plwociny lawirują Rain z robotem. Udaje im się ujść cało; fizyka zapewnia jednak, że po uderzeniu pocisku w ciało krew nie układa się w malownicze konfiguracje, tylko idzie w rozbryzgi, których uniknięcie nawet w nieważkości jest wykluczone.

W pisanym przed 44 laty tekście mimo zauważenia perfekcji wykonania wytykałem „Nostromo” przeróżne niezborności techniczne, logiczne i naukowe. Podobnie czynię teraz: robot Murzyn jest w filmie nieporozumieniem, scenarzysta (i reżyser) nie wiedzą, jak go zagospodarować. Raz bierze stronę bohaterki, kiedy indziej (po dodaniu krążka w gniazdo za uchem) broni interesów korporacji. De facto dałoby się go wyłączyć z filmu bez szkody dla intrygi. W dodatku opowiada nieśmieszne dowcipy „górnicze”, np. „Gdzie górnik ma tyłek? Na przodku.”

Dobrze wygląda w filmie technika: rozklekotany holownik, wysłużone agregaty, wnętrza opuszczonych pomieszczeń Stacji. Słabo pokazano natomiast zderzenie stacji Romulus z pierścieniem wokół planety. Wygląda to tak, jakby stacja szorowała po bruku, płonąc od tarcia w miejscu styku. Tymczasem taki pierścień to nie tarcza szlifierska, tylko zbieranina luźnych kamieni, powiązanych grawitacją. Stacja chlupnęłaby pomiędzy nie, trochę by się zakotłowało i zostałaby unicestwiona jak we młynie. Po pewnym czasie, raczej krótkim, zaburzenie zniknęłoby z powierzchni pierścienia.

Co zaszło na „Romulusie”? Prawdopodobnie na pokładzie urządzono laboratorium do badania alienów, ale wydostały się spod kontroli i wymordowały ludzkich naukowców. W filmie oglądamy na ścianach wysuszone mumie tych ostatnich jak symboliczne trofea myśliwskie, każdy z obowiązkowo rozerwaną piersią, co świadczy o użyciu w charakterze inkubatora dla ksenomorfa. Sam film generalnie wydał mi się niekonieczny – pomimo starań ekipy i mnogości efektów specjalnych. Jego założeniem było zdyskontowanie po raz n-ty świata pokazanego w „Nostromo”, tamtejszych stworów oraz wizji scenograficznych. Żadnej nowej wiedzy o ksenomorfach nie uzyskaliśmy, żadna ich tajemnica nie została odkryta. W pamięci pozostaje dramat grupki młodzieży, która starała się wyrwać z piekła zafundowanego przez korporację Weyland-Yutani i za swe aspiracje zapłaciła życiem – poza dzielną Rain, która kładzie się na lata do hibernatora jak kiedyś jej poprzedniczka Ripley. U celu podróży czeka ją  błogie życie, a za wstęp do tego raju – podejrzewamy, że będącego kolejnym złudzeniem – zapłaciła przejściem przez inferno, w którym rolę diabłów pełnią ksenomorfy.



Reklama

Senni zwyciezcy

Książka do kupienia w Stalker Books

planeta smierci cover

Książka do kupienia w Stalker Books

Człowiek idzie z dymem - Marek Oramus

Książka do kupienia w Stalker Books

COVER bogowie lema

Książka do kupienia w Stalker Books