Jeszcze paręnaście lat temu na wzmiankę o fantastyce z Południowej Afryki pukalibyśmy się w czoło. Jednakże od czasu filmu „Dystrykt 9” o lekceważeniu tamtejszych twórców nie może być mowy. Potwierdzeniem ich rangi i rangi tego, co produkują, jest powieść Lauren Beukes „ZOO City”, przejawiająca podobną cechę co „Dystrykt 9” – oryginalny pomysł został ciasno wpleciony w intrygę i rozegrany w miejscowych realiach. Autorka nie tylko mieszka na tym krańcu Afryki, ale i osadza tam akcję swego utworu.
No i oczywiście ma ta fantastyka wyraźne egzotyczne piętno. Daremnie oczekiwalibyśmy cudów technologicznych, którymi w bliskiej przyszłości zostanie zalany świat. Beukes sięga po inne składniki: Johannesburg plus śledztwo kryminalne plus biologia (a właściwie zoologia) plus etyka. Jest to więc mieszanina urban SF z Chandlerem i pomysłami sugerującymi bliski związek między człowiekiem a zwierzęciem, ale nie w budowie anatomicznej czy ewolucji, lecz w sferze etycznej. Wiem, jak to brzmi, ale u Beukes tak jest: kto się dopuścił ciężkich przewin, otrzymuje zwierzę, z którym chcąc zachować życie nie może się rozłączyć. Przydział tego żywego brzemienia jest najbardziej tajemniczą sprawą – po prostu się pojawia i już. Jakaś niezidentyfikowana siła pilnuje porządku, nikt się nie wywinie. Bagaż grzechów przyjmuje zatem postać materialną: bohaterka dźwiga więc wszędzie ze sobą leniwca. Inni obarczeni są czasem wróblem, a czasem niedźwiedziem bądź aligatorem. Ponieważ życie przestępcze kwitnie, przeto i zwierzostan osobisty staje się normalnym elementem krajobrazu.
Jak zwykle w takich powieściach nie jest istotne, kto i jakie popełnił zbrodnie, ale to, co autor pokaże i ugra po drodze. Głównym zyskiem jest właśnie wizja przyszłości dość odległa od europejskich standardów SF, pełno tu przemocy, nędzy i wyzysku, gęsto od charakterystycznych dla tej części Afryki zjawisk i rekwizytów. Ludziska nie rywalizują, kto szlachetniejszy czy kto bardziej przysłuży się ludzkości, tylko starają się wykolegować bliźnich, bo na świecie zostało za mało miejsca, żeby żyć w komforcie.
Przyszłość zdaniem Beukes nie będzie cybernetyczna, biotechnologiczna ani kosmiczna, będzie rojowiskiem ludzko-zwierzęcym, w którym walka o przetrwanie zdominuje wszystko. Wyższe uczucia, ludzkie odruchy, altruizm bez osobistej korzyści będą takim samym rarytasem jak dziś w Polsce uczciwy podatek czy mandat. Żyło się będzie ustawicznie na krawędzi unicestwienia, będącego koinsekwencją nagłej a radykalnej odmiany losu, z której wykaraskać się nie sposób. Już się poniekąd tak żyje.