Zastanawiałem się, skąd bierze się ta niezniszczalność niektórych legend. Pisząc ten list, przypominając sobie przeszłość, zdałem sobie sprawę, że dla młodych czytelników interesujących się obecnie twórczością i życiem Marka Hłaski pisarz, który urodził się blisko osiemdziesiąt lat temu, a zmarł przed przeszło czterdziestoma laty, jest odległą historią, jest zamierzchłą przeszłością. Ale równocześnie uświadomiłem sobie, że ówcześni dziennikarze piszący o śmierci Hłaski albo donoszący na niego agenci, mając wtedy po dwadzieścia parę lat, pewnie jeszcze żyją, i zaledwie kilka lat temu przeszli na emeryturę. Oni to jako świadkowie życia pisarza opowiadali i opowiadają o nim nadal. Czasami sami piszą swoje wspomnienia, opowiadając, jak to „wysłaliśmy do Paryża młodego obiecującego pisarza, aby rozrobił środowisko »Kultury«, pisarz ten popełnił później samobójstwo”. Oni też dyktowali często młodym dziennikarzom i publicystom całe rozdziały książek opisujących w sensacyjny, ale kłamliwy sposób życie Marka Hłaski. Najlepszym tego przykładem jest bardzo popularna i chętnie cytowana książka Barbary Stanisławczyk Miłosne gry Marka Hłaski (Warszawa 1998). W niej, rękami jej autorki, wyżywa się i Władysław Tubielewicz, i inni niemający hamulców w swojej fantazji opowiadacze anegdot i zmyślonych historii.
Kolejnym tematem nurtującym mnie przez cały czas zajmowania się życiem Marka Hłaski, obok jego relacji z matką, jest próba odpowiedzi na pytanie, co stałoby się z nim, gdyby tak jak żądały tego władze, wrócił do Polski. Był tylko jeden możliwy termin, żeby to zwyczajnie i legalnie uczynić. Przed 8 października 1958 roku, po siedmiu miesiącach pobytu za granicą, przed prośbą o azyl. Nie przypuszczam, żeby komukolwiek poza matką naprawdę zależało na tym powrocie. Gdyby jednak się zdecydował, wsiadł po cichu w Berlinie do pociągu, za dwie godziny mógł być w Polsce. Może nie zostałby zatrzymany od razu, jeszcze na dworcu kolejowym. Chociaż nie wiadomo. Odprawa graniczna przy wyjeździe z Berlina była szczegółowa. Było dość czasu, aby przekazać wiadomość do Warszawy. Mówiąc głośno o swoich obawach, Marek bał się wojska. Chyba niesłusznie. Takich jak on wojsko nie lubiło mieć w swoich szeregach. Szkolić się nie chce, a innych tylko demoralizuje. Doświadczenia z niedoszłego do skutku stawienia się przed komisją poborową były przestrogą.
Nie wojsko było groźne. Prawie pewne jest, że natychmiast po powrocie Hłasko byłby aresztowany. Powodów i pretekstów było aż nadto, w tym najgroźniejszy: kontakty z paryską „Kulturą”. Nie tylko kontakty – wydanie tam książki zniesławiającej kraj i panujący w nim ustrój. W tym samym czasie tylko za kontakty i kolportaż wydawnictw „Kultury” aresztowano wiele osób, skazując niektóre z nich na bezwzględne więzienie. On mógł sobie nie zdawać z tego sprawy, dziwne, że wierna słuchaczka Radia Wolna Europa, jego matka, jakby nie widziała tego realnego przecież zagrożenia. I wtedy, i później zabiegała o jego powrót, rozpaczała i wymawiała mu, że swoim zachowaniem ten powrót utrudnia. Czy naprawdę nie zdawała sobie sprawy, że gdyby wrócił, mogłaby utracić go znacznie wcześniej?
Dobrze się więc stało, że nie wrócił. Warunków do pisania na pewno by nie miał, tym bardziej do drukowania nawet tego, co już napisał, a my nie mielibyśmy Pięknych dwudziestoletnich, Sowy, córki piekarza oraz opowiadań i powieści izraelskich.
Wszystko wskazuje na to, że prośba Marka Hłaski o azyl została świadomie sprowokowana, a podjęcie przez niego tej decyzji było ostatecznym zatrzaśnięciem pułapki, w którą został wpędzony w momencie wyjeżdżania z Polski.
Nie chciałbym, żeby ostatnie wydanie mojej opowieści o Marku Hłasce było odebrane jedynie jako rozliczanie się ze złą przeszłością, wyłącznie jako dyskusja czy polemika z tymi, którzy jego pamięć chcieli zniekształcić, którzy za jego życia starali się szkodzić mu i niszczyć dobre opinie o nim.
Marek w Pięknych dwudziestoletnich pisał: „Powiedziałem sobie: Polska to nie Putrament i Kruczkowski i inni. Polska to ci wszyscy ludzie, którzy mnie czytali i którzy we mnie wierzyli”.
Tak, ta Polska istnieje. Istnieje nadal. To są ci wszyscy młodzi i niemłodzi ludzie, którzy czytają książki, którzy rozkupili w dość krótkim czasie setki tysięcy egzemplarzy utworów Marka Hłaski wydanych w ostatnich latach. To są ci współcześni piękni dwudziestoletni, którzy nie tylko Hłaskę czytają, uznając za swojego pisarza, ale też piszą o nim prace maturalne, licencjackie czy magisterskie. Którzy dbają, by nie został zapomniany.
Cytat pochodzi ze stron 543 – 545. Za zezwoleniem Andrzeja Czyżewskiego