Sądzę, że książce Ledermana i Hilla przyświecały dwa cele: zarysować, co czeka fizykę po odkryciu bozonu Higgsa, a jak się uda, wyprodukować następny po „Boskiej cząstce” popularnonaukowy bestseller. (Temu służy zachowanie w tytule owej boskiej cząstki mimo utyskiwania, jaka to myląca nazwa.) W warstwie merytorycznej autorzy piszą mniej więcej to samo, co znajdziemy w innych, wcześniejszych książkach o tej tematyce. Ciekawsze wydaje mi się co innego.
Otóż Lederman i Hill to ludzie Fermilabu, tego pierwszego można wręcz określić jako jego ikonę. Mocny akcent został położony na skasowanie w 1993 roku planów budowy w Teksasie akceleratora SSC, który mógł rywalizować z europejskim LHC. Wskutek tej decyzji Amerykanie utracili trwającą od lat 70. hegemonię w dziedzinie wysokich energii i trudno się dziwić przebijającej przez tekst irytacji na tępych polityków, którzy oszczędzają na badaniach naukowych. Tunel pod SSC był w jednej trzeciej gotowy; nie ulega wątpliwości, że gdyby akcelerator ten powstał, odkrycie bozonu Higgsa Amerykanie zapisaliby po swojej stronie.
Nie mając tak potężnego narzędzia jak LHC fizycy z Fermilabu zmuszeni są do kombinowania, jak uzyskać godne uwagi efekty na sprzęcie o gorszych parametrach. (Po wyłączeniu Tevatronu mają jeszcze 9 innych akceleratorów.) W omawianym przez Ledermana / Hilla Projekcie X stawia się na zwiększenie natężenia wiązki protonów przy słabszej energii. Badania obejmą neutrina i tzw. rzadkie procesy z udziałem mezonów, co ma „otworzyć okno na ciemną materię” i stworzyć podwaliny do budowy w przyszłości zderzacza mionów. Na akceleratorach Projektu X mają bazować reaktory subkrytyczne ADS, rozszczepiające tor zamiast uranu. Ma to zlikwidować problem odpadów radioaktywnych i zapewnić USA dostatek energii.
Jak to się uda, czas pokaże. Na razie Europa górą.