Dzień 1131, sobota 15 kwietnia 2023

W Wielki Czwartek liczba chorych na Covid wynosiła 1171 osób, przy czym 15 zmarło. W porównaniu z tym, co było zapowiadane, to żadna epidemia, ani u nas, ani na świecie. Już bardziej groźne wydają się teraz grypa i gruźlica. W ciągu ostatniego miesiąca odnotowano na Covid 400 trupów, za granicą nastąpił wzrost zachorowań z powodu wariantu Omikrona zwanego Arcturus. Jak tak dalej pójdzie, niedługo zabraknie egzotycznych nazw na poszczególne szczepy i odmiany wirusa. Półtora tysiąca pacjentów z Covidem leży podobno w naszych szpitalach, ale leczyć ich nie ma czym, bo zapasy leków się wyczerpały, a nowych sprowadzać się nie przewiduje.

Od końca lutego odwiedzam Lecha Jęczmyka i coś próbujemy nagrywać. Gdy mu to zaproponowałem, myślałem raczej o formie terapii, żeby go czymś zająć. Okazało się, że wychodzi z tego całkiem ciekawy wywiad, który obecnie ma już 19 stron. Lech jednak momentami słabo współpracuje, nie ma w tym zresztą nic dziwnego zważywszy na jego stan. Odpowiada zdawkowo, tam gdzie by można się powywnętrzać odpowiada jak najkrócej, byle przejść do kolejnego pytania. Jego umysł pracuje już inaczej, ma trudności z zaangażowaniem się w sprawy tego świata. Ale fizycznie nie najgorzej: Lech co prawda chudzieńki, nóżki i rączki jak zapałki, jak gdzieś napisałem, ale je, a jak je, będzie żył. Wywiad jest podzielony na części, najpierw rozbiegówka o tym, jak wygląda dzień Lecha, potem o wojnie, o przeludnieniu, o życiu i ostatnio o ludziach. Trochę też gadało się o teologii, ale tylko w formie pytań, nie daj Boże, byśmy coś rozstrzygali.

Przy tej okazji podróżowałem metrem. Choć przejazd przysługuje mi darmowy, to wejście już nie. Musiałem przepychać się bokiem przez bramki, raz wszedłem za jakąś kobietą, która obrzuciła mnie zdumionym spojrzeniem. W końcu zobaczyłem na stacji Politechnika biuro i poszedłem rzecz załatwić definitywnie. Miałem plastik z czasów, gdy jeździłem jeszcze za pieniądze, tzw. bilet warszawiaka. Dałem to do okienka, pani coś tam pogrzebała, sprawdziła mi dowód i wręczając ów plastik rzekła: – Ma pan teraz swobodne wejście do końca 2050 roku.

Aż mną potrząsnęło. Nie żebym spodziewał się żyć aż tyle, ale z tego powodu, że rok 2050 znalazł się nagle prawie na wyciągnięcie ręki. I teraz wchodzę z tą przepustką jak panisko, z godnością, nie przekradam się.

W kwestiach medycznych też postęp. Dostałem lek na zwalenie cholesterolu, bo przedtem czułem jakbym z tyłu w nogach miał za krótkie ścięgna. Po dwóch pastylkach jak ręką odjął. Nie znaczy to, że jest to cudowny lek, tylko tyle, że ja mało jadłem w życiu lekarstw i działały na mnie już bardzo niewielkie dawki. Byłem też u kardiolożki, która oprócz innych badań obmacała mi nogi nad kostkami, czy nie puchną. (Nogi ma pan dobre.) Więc teraz staram się jeść nie za tłusto, nie za dużo, nie za słono, nie za często herbatę z cukrem, ale w gruncie rzeczy specjalnie się nie ograniczam.  Były Święta Wielkanocne, trochę jedzenia się zgromadziło i cały tydzień pożeram sukcesywnie to co zostało, bo oprócz mnie nikt u nas kiełbas ani szynek nie je.

 Jutro niedziela, w poniedziałek wyjazd do Myślenic. Od Myślenic czarno mi się robi przed oczami. W jesieni rozstawaliśmy się z siostrą w dobrej komitywie, nawet powiedziałem, że może uda nam się rozstać jak rodzeństwu. Teraz zaczęły przychodzić obrzydliwe SMS-y, z których wynikało, jaki jestem skurwysyn i zbrodniarz. Oto próbka:

         Pijak, kurwiasz i złodziej. Odpowiecie za wszystko oboje.

Ten złowieszczy komunikat, z dodającym mu grozy błędem ortograficznym, dał mi do myślenia. Niby ja jestem ten kurwiasz, ale odpowiedzialność grozi zbiorowa. Za co? Otóż wyszło na jaw, że 40 lat temu nieboszczyk Tadeusz, mąż AJani, wtedy jeszcze żywy, podarował córce swej Magdzie cenny obraz. Obraz ten przeleżał podobno pod szafą u Babci, a w końcu zniknął, zastąpiony innym, owiniętym jakoby w gazetę. Któż to mógł spowodować? Z uporczywych dociekań wyszło AJani, że na kozła ofiarnego ja nadałbym się wyśmienicie, do tego stopnia, że kradzież obrazu przez mnie uznała za pewnik i dalejże mnie molestować. Powinienem iść z tym na milicję, ale mi się nie chciało, więc tylko spisałem wszystko na kartce. Na razie mam inne sprawy na głowie. AJani powiedziałem, że mnie ta sprawa nie dotyczy i nie interesuje. Przyjęła to bardzo niechętnie.

Wyczerpany tymi doznaniami walnąłem czołem o biurko i zapadłem w sen. Śniło mi się, że zostałem autorem opery „Król kurwiaszy”, w którym kurwiasze dzierżący w dłoniach flaszki z wódką, a pod pachami obrazy, intonują chórem słynny „Marsz kurwiaszy” (Jak „Marsz gladiatorów”, nie przymierzając.) Oto pierwsza zwrotka:

         To my kurwiasze pospolici

        Czasem się jakiś obraz pochwyci

        Przez większość czasu leżymy spici

        A całą resztę mamy w rzyci

Podobno moje rzeczy są wyrzucone i ja sam jestem wyrzucony z domu. Jeśli chcę wynieść te resztki, to na ulicę. Podobno został wezwany policjant, by obejrzał nieporządek („gnój”), jaki po sobie zostawiłem. Tak że czeka mnie nie lada przygoda. Będę musiał się zakwaterować na zewnątrz, wynieść książki, wyjąć twardy dysk z komputera, a wszystko w ciągu dwóch dni. Nowa właścicielka na Batorego nie zna litości. Gdyby matka powstała z grobu, pewnie by się złapała za głowę.

Taki bieg zdarzeń przyniósł mi, nie powiem, nawet pewną ulgę. Przedtem było coś fałszywego w naszych kontaktach, teraz została sama prawda. A ponieważ jestem w trakcie pisania wspomnień, poczułem się zwolniony od lojalności. „Spisane będą czyny i rozmowy.”

Prześlij komentarz



Reklama

Senni zwyciezcy

Książka do kupienia w Stalker Books

planeta smierci cover

Książka do kupienia w Stalker Books

Człowiek idzie z dymem - Marek Oramus

Książka do kupienia w Stalker Books

COVER bogowie lema

Książka do kupienia w Stalker Books