Liczby w Polsce: 4413 zarażonych, ponad setka zmarłych, 300 nowych przypadków tylko dzisiaj, a był bodaj taki dzień, kiedy sięgnęła 500. Minęliśmy granicę 100 nowych zakażeń na milion mieszkańców, wyznaczoną przez wirusologa na początku epidemii. Maluczko, a zacznie brakować miejsc w szpitalach – co wtedy?
Różne kraje różnie sobie radzą z tym dylematem. W Holandii biorą pod uwagę wiek i oczekują dobrowolnej rezygnacji z leczenia; widać tu dobre doświadczenia ze stosowaniem eutanazji. We Włoszech kluczowe okazują się choroby towarzyszące. Im więcej ich masz, tym bliżej końca kolejki cię umieszczają. W Hiszpanii badają przydatność społeczną delikwenta, czyli jakby sądzą twoje życie zanim osądzi je Bóg. Kto o tej przydatności będzie decydował? Jakieś komisje? A jak się trafi pociotek albo znajomy, to rzecz jasna okaże się bardziej przydatny dla społeczeństwa niż konkurujący z nim o łóżko obcy. W USA, konkretnie bodaj w Alabamie, radzi się roztropnie, by odsuwać na bok chorych na zespół Downa. Stara dobra eugenika, niesłusznie wyrzucona do kosza, kłania się i oferuje swe usługi. Na Filipinach, w kraju bardzo chrześcijańskim, policja zastrzeliła pierwszego delikwenta za brak maseczki. Noszenie masek w miejscach publicznych jest tam obowiązkowe. Potem dodano, że był pod wpływem alkoholu i awanturował się. No to kula w łeb. Policja, jak to policja, ładuje zabitemu na grzbiet wszelkie winy, jakich dopuścił się rodzaj ludzki, byle sama wyszła bez skazy.
U nas na razie nie słyszy się o większych incydentach. Przed Topazem, gdy staliśmy w kolejce, młodzieniec w masce uchylał ją nieznacznie, żeby napić się piwa. Na obwiązanych kirem przyrządach gimnastycznych natężał się jakiś ćwiczący. Za to w Meksyku łupnęli w koronawirusa aż echo poniosło: rząd tamtejszy zamknął produkcję piwa Corona. Piłem je podczas pobytu w Ameryce, bo trochę przypominało Europę na tle tamtejszych sikaczy. Nic szczególnego, ale mamy oto kolejną ofiarę pandemii.
W nocy Dominikę dopadł straszliwy ból zęba. Nie spała do rana, mimo że radziłem roztropnie: alkoholem go. Podobno jak się położy na taki ząb dawkę spirytusu, ból ustępuje jak ręką odjął. Jak już nie mogła wytrzymać, zjadła dwa paracetamole, które zachwalają też jako antidotum na wirusa. Pomogło na półtorej godziny. Rano panika: co robić, gdzie się zwrócić? Na szczęście Dominika ma swoją dentystkę, która akurat pechowo jest na kwarantannie, ale znalazła koleżankę, która jutro działa. Trzeba podpisać masę papierów i zapłacić za dwa jednorazowe kombinezony „marsjańskie” dla dentystki i jej pomocy plus koszt zabiegu. Jutro wieczorem tam pojedziemy.
Pogoda piękna, jak w lecie. Kropli deszczu od miesiąca. Susza trwa od końca zimy, wreszcie sobie o niej przypomnieli. Czekają nas w lecie spore atrakcje: wirus plus pożary w stylu australijskim.