Dzień 43, czwartek 16 kwietnia 2020

Dziś pierwszy dzień obowiązkowego noszenia masek na pysku. Nie wiem jak to przetrzymam, bo puściłem brodę, żeby się jakoś odróżniać od siebie z czasów prosperity. Kiedyś dostałem od Leszka Jęczmyka bandanę na imieniny; różne były jej losy, chodziła w niej nawet mała Berenika. Teraz Dominika wiąże mi ją przed wyjściem do sklepu, ale na razie nie zakładałem jej na nos, tylko nosiłem na szyi.  Mieć to na twarzy to czysta niewygoda, zaduch, człowiek bez przerwy posmarkany. Ale będzie się musiało, bo zagrożenie mandatowe, a te mandaty jak dla turystów z Księżyca: naści 5 tysięcy, 15, 30 tysięcy. Trzeba w obywatelach wzbudzić strach, jak w dzieciach albo zwierzątkach, inaczej się tego żywiołu nie opanuje. No i co spłynie do budżetu to nasze.

Rząd w ogóle goni w piętkę. Czuje, że trzeba ludziom poluzować, bo już szemrzą, skurczębyki. Myślenie jest chyba takie: państwo nie może stać, ludzie nie mogą dekować się po chałupach, bo płacąc im postojowe szybko się zbankrutuje. Ich miejsce jest przy tokarkach, w szkołach i w biurach. Tedy będziemy stopniowo zmniejszać rygory i na początek cofniemy zakaz wchodzenia do lasów. Akurat w tej chwili jest to pomysł najmniej szczęśliwy, gdyż panuje od dwóch miesięcy susza i mnóstwo ludzi pętających się po lasach oznacza z miejsca liczne pożary i inne nieprzyjemności. Czasem wydaje mi się, że nasi rządzący nie sięgają myślą poza najbliższe skutki swoich decyzji; gdy pojawiają się następne, wyraźnie ich to zaskakuje.

Koronawirus nie jest tym najgorszym, co może nas spotkać. Susza gorsza. Susza taka jak w Australii w ubiegłym roku, kiedy palił się cały kontynent, a liczba padłych zwierząt szła tam podobno w setki milionów. Z łatwością wyobrażam sobie lato australijskie w Polsce: kraj zasnuty dymem, w oparach wirusa, rolnictwo zbierające połowę albo i ćwierć tego co zwykle… gdzieś na końcu majaczy głód, bo ani własnych zapasów nie ma, ani środków, by kupić od innych. Inni zresztą nie znajdą się w dużo lepszym położeniu.

W internecie wstrząsający list faceta z południa Polski (Racibórz?) o tym, jak przez tydzień nie mógł się najpierw dodzwonić, a potem doprosić o badania. W tym samym czasie wspólnie z teściem stracili węch i smak; po paru dniach teść zmarł, a autor listu został z żoną i dwójką dzieci. Czy miał koronawirusa, annały milczą, może zdołał go zwalczyć, skoro napisał list, który podejrzanie szybko znikł z ekranu. A różne głupawe bzdety wiszą tygodniami.

Z ciekawych wiadomości: podobno 80 procent zmarłych na koronawirusa w USA to Murzyni. To nawet nie wydaje się dziwne: monstrualna otyłość wśród czarnych rzucała się w oczy już w roku 2000, kiedy tam byłem. A jak otyłość, to i serce, i cukrzyca, i nadciśnienie. Interesujące byłoby zbadanie przekroju socjologicznego ofiar koronawirusa u nas. Mrą zapewne najsłabsi ekonomicznie, najgorzej odżywieni. Plus tzw. seniorzy – emeryci wyszli ze słownika. Inna ciekawa wieść: Niemcy zabezpieczają prawnie swoje firmy przed przejęciem ze strony Chin. Koronawirus, nie koronawirus, walka o panowanie nad światem toczy się w najlepsze.

Prześlij komentarz



Reklama

Senni zwyciezcy

Książka do kupienia w Stalker Books

planeta smierci cover

Książka do kupienia w Stalker Books

Człowiek idzie z dymem - Marek Oramus

Książka do kupienia w Stalker Books

COVER bogowie lema

Książka do kupienia w Stalker Books