Dzień 556, czwartek 16 września 2021

Na wrzesień od jakiegoś czasu zapowiadano czwartą falę koronawirusa z wariantem delta w roli głównej. Istotnie, przyrosło do 722 nowych zakażeń dzisiaj, wczoraj było więcej, bo prawie pod 800. W wakacje koronawirus traktował nas ulgowo, notowano po kilka, kilkanaście sztuk dziennie na całą Polskę, chodziło się bez maski albo z maska zsuniętą na szyję. Ja wróciłem do bandany na szyi, trzeba ją mieć w pogotowiu, nie wiadomo jakie przepisy właśnie obowiązują, a nuż wypadnie patrol i dawaj mnie, zaszczepionego dubeltowo, do pierdla. Nawet w sklepie i na bazarze ludziska chodzą z gołymi gębami.

Wróciła Dominika z anglistyki i gada, że podobno modele matematyczne układane na Covida przez naszych modelarzy biorą właśnie w łeb, bo nic się nie zgadza. Te modele budowane są, jak mi się wydaje, na danych o zakażeniach z całych wakacji i wcześniej. Teraz krzywe odbiegają od tego, co przewidywano. Świadczyć to może o dwóch rzeczach: albo modele były słabe, albo dane są zbierane nierzetelnie, a może i fałszowane. Alarmu na razie nikt nie podnosi, zwłaszcza władza, ale szczepią mało energicznie, poziom zaszczepienia narodu sięga podobno 19 milionów z groszami, a więc trochę więcej niż połowę.

W Japonii w wakacje rozpoczęły się i zakończyły Igrzyska Olimpijskie, zdobyliśmy 14 medali, chyba ponad stan naszego sportu. 9 sztuk przywieźli lekkoatleci, reszta właściwie nie istnieje: ze dwa w wiosłach, z jeden w kajakach, jeden zdobył samotny zapaśnik i coś tam jeszcze. Gdzie czasy, kiedy był boks, szermierka, podnoszenie ciężarów, dżudo… Mieli zdobyć golda siatkarze, wrócili jak niepyszni po „klątwie ćwierćfinału” – piąty raz odpadają w tej fazie. Ale i tak oglądało się przyjemnie, choć widok pustych trybun napawał dziwnym niepokojem. Mam tu dane, dość chyba stare, bo leżą na biurku od pewnego czasu: w momencie rozpoczęcia Igrzysk było w Japonii 4 tys. zachorowań dziennie, w momencie zamknięcia – 14 tys. Jest to tam podobno 5 fala; koszt IO 15 mld  dolarów. I tak chwała Japończykom, że to zorganizowali, a i wakacje okazały się sprzyjać, teraz byśmy tak wesoło nie kibicowali.

A jakby się chciało podsumować te wakacje, to nic oprócz mistrzostw Europy w piłkę nożną i Olimpiady nie zostaje w pamięci. Tak to uciekło jak ucieka wszystko, codziennie jakieś wiadomości, upadł Afganistan i rozpoczęły się tam rządy terroru, paliły się lasy w Turcji, Grecji, we Włoszech, Portugalii, Hiszpanii, w Kalifornii. Za którymś razem spali się wszystko doszczętnie i nastanie pustynia. W zachodniej Europie dla równowagi powódź, w Niemczech i Belgii. U nas szczęśliwie nic, jeśli nie liczyć drobnych podtopień, m.in. w Głogoczowie po drodze z Myślenic do Krakowa. Jechałem ostatnio – pod koniec sierpnia – do Żor na spotkanie na temat Lema w miejscowej bibliotece. (Świetna biblioteka i duża, cztery piętra, 90 tys. książek.) Nic nie zabrałem do czytania, bo chciałem przyjrzeć się życiu w Polsce. Dosyć się ta Polska wyludniła, zabudowania stoją jak puste, nikt się koło nich nie krząta. Za to w polu co chwilę sarenki, w drodze powrotnej widziałem nawet dwie pary żurawi, chyba tuż przed odlotem. Szły tyralierą po łące, jakby ją skanowały; po takim przejściu żadna żaba się nie uchowa. Drzewa też w idealnym stanie, miały pod dostatkiem wody, wszystko zielone, tłuściutkie, woda stoi nawet w rowach koło torów, dawno tak nie było. Ale problem klimatyczny jest i nabrzmiewa, za rok możemy nie mieć tyle szczęścia.

Mówi się, że to emisja gazów cieplarnianych odpowiada za podniesienie temperatury, za tornada i trąby powietrzne, za zmiany w układach pogodowych. Wini się nieszczęsny CO2, tak jakby nie było metanu, pary wodnej (tak, tak), a przede wszystkim gigantycznych zrzutów ciepła z elektrowni, generatorów i silników wszelkiej maści. Jest czynnik bardziej podstawowy, przeludnienie, o którym nikt się nie zająknie, bo to temat tabu. Na granicy z Białorusią koczują nachodźcy przywożeni tam przez bezpiekę Łukaszenki na rozkaz ruskiego KGB. Telewizja się ekscytuje, jak to wspaniale radzimy sobie z problemem na granicy; nikt nie bierze pod uwagę, że przy prawdziwej katastrofie klimatycznej z centrum Afryki ruszy pół miliona, milion, parę milionów nachodźców, którzy po prostu nie będą w stanie wytrzymać z gorąca i nie będą mieli co do gęby włożyć sobie i dzieciom, i nie będą mieli grama wody do popicia – co wtedy? Dzisiejsze wycieczki śniadych obywateli Iraku czy Afganistanu będzie się wspominać jako czas prawdziwie przyjemnego bytowania, kiedy na świecie dało się w miarę wygodnie żyć. Ale żyjąc tak zepsuliśmy świat i nie kwapimy się go naprawiać, bo wciąż nadaje się do użytku, wciąż można go psuć dalej. Wszystko to nastąpiło za mojego życia, widziałem to  bliska, widzieliśmy wszyscy, rzadko rozumiejąc, co naprawdę zachodzi na naszych oczach.

Przeminęła po cichu, jakby wstydliwie, setna rocznica urodzin Lema. A tak hucznie ją zapowiadano! 12 września przypadł w niedzielę, akurat wynoszono na ołtarze kardynała Wyszyńskiego i matkę Różę Czacką; uroczystości z tym związane kompletnie przykryły pamięć o Lemie. Czytałem jeden tekst o żonie Lema Barbarze i drugi, wychwalający pod niebiosa jego wizjonerstwo – niczego nowego się nie dowiedziałem. Poza tym – nic. Myślę, co sam zrobiłem w tej okazji. Wystąpiłem w jednym programie TV i w dyskusji w Żorach (kto ciekaw: https://www.youtube.com/watch?v=UcQTm38qdYw&t=4902s), napisałem dwa albo trzy teksty, udzieliłem dwóch albo trzech wywiadów. Wszystko. W telewizji 13 września przed północą obejrzałem film dokumentalny Lankosza  o Lemie, nawet ciekawy, ale wypowiedzi gości bardzo zdawkowe, krótkie, dziś jak się coś powie do kamery, obetną do dwóch zdań, a i to wybiorą te najgłupsze. Widziałem listę sfilmowanych utworów Lema (ale gdzie? nie pamiętam), liczącą ze 40 pozycji. Co stało na przeszkodzie, żeby wydobyć te filmy z polskich i zagranicznych archiwów, podczyścić i pokazać? Nikomu na niczym nie zależy, Covid stał się wytłumaczeniem dla wszelkiej indolencji, w telewizji, w instytucjach kulturalnych forsa ma się sypać za nic prosto do kieszeni. Ech, durny świat, durne ludzie. Podobno przeciętny człowiek zgłupiał znacznie od powojnia, zgłupiało całe społeczeństwo, cała ludzkość zgłupiała, co na każdym kroku potwierdzają setne przykłady. Ano, tak trzymać

Prześlij komentarz



Reklama

Senni zwyciezcy

Książka do kupienia w Stalker Books

planeta smierci cover

Książka do kupienia w Stalker Books

Człowiek idzie z dymem - Marek Oramus

Książka do kupienia w Stalker Books

COVER bogowie lema

Książka do kupienia w Stalker Books