Już miałem napisać, że pandemia słabnie, ale przecież widać, że nie. Dziś podano, że zakażonych mamy 13 152 przy 217 nieboszczykach, i to jest prawie taki sam wynik jak w ostatnich dniach powszednich. Co znaczy, że nastąpiła stabilizacja, ale liczby nie maleją. Przeciwnie, teraz po przyjęciu miliona Ukraińców raczej będą rosły.
Ukraina broni się przed ruskimi prawie już dwa tygodnie, a mówiło się (ale kto mówił?), że kampania potrwa dwa albo trzy dni. Ruskie mieli podobno w bagażach galowe mundury, spodziewając się defilad zwycięstwa w licznych miastach ukraińskich. Na razie tracą dziennie po tysiąc ludzi, a sprzęt niszczą im Ukraińcy masowo. Widok popalonego, pogiętego militarnego złomu budzi w człowieku nieokreślone uczucia – bo przecież nie jest to tryumf. Raczej myśli się, ile pracy, ile kosztów trzeba było wsadzić na próżno, by osiągnąć taki efekt końcowy. Wojna jest stężonym absurdem ze śmiercią i zniszczeniem w rolach głównych.
Ukraińcy pod jednym względem mieli szczęście: trafił im się prezydent Żełenski. Od czasu Ronalda Reagana wiadomo, że aktorzy dobrze się sprawują w rolach polityków, ale tu facet przechodzi sam siebie. Trudno go nie lubić; jego wystąpienia są rzeczowe, ale i dramatyczne. W zestawieniu z mdłym i pospolitym Putinem jest to zjawisko. No i okoliczności: życzyłbym mu, aby spisał się jak prezydent Warszawy w 1939-ym, wcześniej mało znany, po trzech tygodniach bohaterski obrońca stolicy. Ale oby Żełenski lepiej skończył od niego.
Rosję bojkotuje już prawie cały świat. Rosjanin jest postrzegany jako prymitywny, pozbawiony skrupułów łapserdak, który umie tylko zabijać i prześladować. W tym bojkocie jest nuta obrzydzenia: świat traktuje ich jak parszywego psa, z którym lepiej nie mieć nic wspólnego.
Uchodźcy ukraińscy nas zalali. Mówiło się o milionie możliwych bieżeńców, po dwóch tygodniach jest ich półtora miliona, a należy chyba spodziewać się pięciu milionów. Widziałem w TV zaprany uchodźcami Dworzec Centralny, który jutro dane mi będzie nawiedzić. Wszędzie leżą ludzie, matki z dziećmi, uwijają się wolontariusze. Zachód w tym ratowaniu Ukraińców na razie słabo bierze udział. W Berlinie z pomocą spieszą nieliczni, na tamtejszym dworcu parę pustych skrzynek, jeść nie ma co. Władza nie pomaga, uważa że to nie jej sprawa. Na Węgrzech też nikt na uchodźców nie czeka, przyjeżdżają, lądują, a jak nie mają rodzin, muszą sobie radzić sami. Tylko u nas rejwach i ofiarność.
Człowiek o aparycji świnki morskiej, który wywołał wojnę, brnie w nią dalej. Społeczeństwo rosyjskie – kompletnie zniewolone, ubezwłasnowolnione, otumanione. Nic nie wiedzą o świecie, nie mają kontaktu z niezależnymi źródłami informacji, posługują się jakąś mentalną fantastyką, w której prym wiedzie własna wspaniałość i wielkość. Ich żołnierze na zdjęciach to gromada łachudrów karmionych przeterminowanymi o lata produktami, pewnie nie opłaca się dawać im porządnie zjeść, skoro zaraz zginą. Złapani jako jeńcy płaczą przed kamerą, zapewniają, że nie chcieli i nie chcą walczyć. Ciekawe co się z nimi dalej dzieje. Jako żywo przypominają mi orków z filmów według trylogii Tolkiena.
Czytam, że Polska oddaje swoje MIG-i do dyspozycji Ameryki, a za to chce używanych F-16. Bardzo sprytne zagranie, które doprowadzi Putina do szału. W TV pokazali wystąpienie Bidena, który zablokował import ruskiej ropy do USA. Jutro, pojutrze decydujący szturm ruskich na Kijów, jak Putin to przerżnie, wojna może się nawet zakończyć. Podobno nie mają już nawet czym strzelać.
A ja jutro wybieram się do Myślenic. Czas rozpoznać bojem to co mnie tam czeka. Jak to przebiegnie? Gdyby chociaż czas był spokojny… a tu wszystko naraz, pandemia, wojna i wyrok wydany na książki przez niewydarzoną i mało przewidującą sędzinę.