Dane sprzed paru dni: 582 nowe zakażenia covidem, 99 zmarłych. Nie wiadomo, czy to dane za ostatni dzień, czy za cały poprzedni tydzień. Zaraz po moim poprzednim wyjeździe do Myślenic, a więc miesiąc temu, nastąpiła radykalna poprawa sytuacji, zakażenia spadły poniżej 10 tysięcy na dobę, w końcu zeszły do setek, raporty rządowe na ten temat zaczęto publikować raz na tydzień, wydawało się, że pandemia w odwrocie. Ale ostatni komunikat za 21 – 27 kwietnia wskazuje, że zachorowania z powrotem zaczynają rosnąć. Dziś czytam znowu, że stan epidemii ma być zniesiony w połowie maja. Obowiązywał od 20 marca 2020, nawet żeśmy tego nie zauważyli, przyzwyczajeni do życia w anormalnych warunkach.
A w Myślenicach wynoszenie książek. Policzyłem, że 22 transporty do biblioteki publicznej po 50 mniej więcej książek w każdym czynią 1100 książek plus to co w trzech transportach zabrała biblioteka pedagogiczna. Już widać ten ubytek. Skończyło się polegiwanie tomiszcz na podłodze, niektóre półki już całkiem puste. Nie wiem, cieszyć się z tego czy nie. Parę dni temu z ciekawości zajrzałem na witryny znajomych wydawców i ogarnęła mnie trwoga. Prawie nigdzie nie ma książek do czytania, jakie ongiś stanowiły główne menu wydawnicze, teraz jakieś poradniki, dupstwa, ociekające kolorami gówno – nie wierzę, że to się sprzedaje. A ja wyrzucam całymi naręczami niezłe książki z Myślenic i ogarniają mnie wątpliwości, czy aby dobrze robię. Ale targanie tego przez pół Polski jest ponad moje siły, nie mam na to miejsca, niechże ludzie przynajmniej z nich skorzystają. W bibliotece na razie biorą wszystko cierpliwie, tylko raz pracownik powiedział do mnie: – Imponuje nam pańska biblioteka.
A na Ukrainie jak zwykle, mordowanie wojenne ze strony ruskich odchodzi w najlepsze, nikt już nawet na Zachodzie nie zachłystuje się tym bezmiarem cierpień i zbrodni. Spowszedniało. Z jednej strony to źle, że występuje taki efekt, ludzka natura obracanie kraju w ruiny i zamienianie ludzi w trupy każe traktować jako nową normę, do której najlepiej przywyknąć (ale nie Ukraińcom). Jak się patrzy w pozbawione myśli i uczucia gęby wysokich wojskowych z Rosji, to skojarzenie z orkami Tolkiena wydaje się całkiem na miejscu. Z drugiej dobrze, że Ukraina się broni i że wojna trwa długo, bo to gra na wyczerpanie Rosji – niedługo nie będą mieli pocisków do dział, każdy to równowartość mniej więcej samochodu. W internecie pokazali rzeczy, które zostały po zlikwidowanym oddziale rosyjskim, wśród nich grubo ociosane deszczułki z przyczepionymi poprzecznie paskami jakiegoś tworzywa – w takich oto sandałach relaksuje się najpotężniejsza armia świata. A pokazać to na wielkich telebimach w Moskwie na 9 maja, niech Rosja upowszechni taki pomysł racjonalizatorski! Sowiecki żołnierz poradzi sobie w każdych okolicznościach!
Widać coraz wyraźniej, że i Amerykanie opowiadają się za koncepcją wojny długotrwałej na wyniszczenie Rosji. Z ich punktu widzenia to, że Ukraińcy redukują moc rosyjską i demaskują słabość ichniej armii to czysta korzyść. Sprowadzenie Rosji do drugiej albo i trzeciej ligi światowej dokona się najpierw ekonomicznie, a potem – czy też równolegle – politycznie. Może wtedy ta odrażająca ruska buta zostanie nieco uskromniona, bo w to, że zniknie całkowicie, nie uwierzę. W spekulacjach zakłada się, że Putin zostanie odsunięty od władzy, ale moim zdaniem to niczego nie załatwia, bo w Rosji rządzi kasta KGB-istów i po Putinie przyszedłby najpewniej ktoś podobnego chowu, tylko bardziej energiczny, pełen gotowości, żeby się wykazać. Jedyna rada – zamordować ich ekonomicznie; jeśli ani zipną, wtedy może przejaśni im się w tych azjatyckich czerepach.
Dekretem Putina ruskie kazali nam płacić za gaz w rublach, po to, by rubel wrócił między liczące się waluty i zyskał na wartości. Morawiecki odmówił, bo to oczywiście sprzeczne z zawartymi umowami. W odpowiedzi kacapy odcięli nam gaz. Może to i lepiej, bo i tak byśmy to zrobili sami, a odium spadło na nich. W TV pokazały się natychmiast wypowiedzi domorosłych ekspertów, jak to mamy gazem wypełnione zbiorniki i niczego się nie boimy; jeśli są powody do optymizmu, to najwyżej dlatego, że idzie pora ciepła i gazu będzie potrzeba mniej. Ale w paru gminach w Wielkopolsce gazu z dnia na dzień zabrakło. Okazało się, że sieć zaopatruje firma rosyjska Novatec. Nie to mnie bulwersuje, że przestali, tylko to, jak głęboko wniknęli w sieć gazową polską i gdyby nie ten incydent, nikt by się może o tym nie dowiedział.
Dopisane 2 maja: W sobotę i w niedzielę byliśmy w Zenonowie. Już wcześniej zobaczyliśmy, że kwietniowe wichury złamały dwie sosny i powaliły trzecią; udało mi się ją postawić i podeprzeć widełkami. Z tych złamanych jedna odrośnie, choć to wymaga lat, ale stoi dobrze względem słońca. Drugiej nie daję większych szans, bo jest złamana nisko i stoi w cieniu, a sosny są dość wrażliwe na oświetlenie. Więc po przyjeździe wyciągnąłem piłę elektryczną i razem z dziadkiem Materskim porżnęliśmy tego złamasa na kawałki, które potem ułożyłem nie opodal pniaka. Za kolejnym pobytem poszatkuję je na szczapy. Zapaliliśmy też ogniseczko, małe, żeby płomienie nie sięgnęły gałęzi pobliskiej sosny, która się rozrosła, upiekliśmy po kiełbasie, a przy okazji spaliło się trochę dziadostwa z lasu. Wszystko było tak suche, że deszcz musiał nie padać z miesiąc, mimo że w TV zapowiadali na ostatni tydzień pięć dni deszczu po kolei. Nie było ani jednego – oto trafność prognoz meteo. Lasek nasz, w którym przedtem rosło sporo sosen, mocno się przerzedził, trzeba by go zalesiać od nowa, ale czym? Może modrzewiami?
Te niewielkie prace spowodowały, że mocno rozbolał mnie kręgosłup i po powrocie musiałem zalec. Przynależność do klubu 70+ ma swoją cenę, składki członkowskie trzeba płacić, czy się chce, czy nie.