Na wrzesień od jakiegoś czasu zapowiadano czwartą falę koronawirusa z wariantem delta w roli głównej. Istotnie, przyrosło do 722 nowych zakażeń dzisiaj, wczoraj było więcej, bo prawie pod 800. W wakacje koronawirus traktował nas ulgowo, notowano po kilka, kilkanaście sztuk dziennie na całą Polskę, chodziło się bez maski albo z maska zsuniętą na szyję. Ja wróciłem do bandany na szyi, trzeba ją mieć w pogotowiu, nie wiadomo jakie przepisy właśnie obowiązują, a nuż wypadnie patrol i dawaj mnie, zaszczepionego dubeltowo, do pierdla. Nawet w sklepie i na bazarze ludziska chodzą z gołymi gębami.
W dziedzinie koronawirusa od dłuższego czasu istotne poluzowanie: w Polsce czynne są knajpy, hotele, ludziska jeżdżą na wakacje jak za dawnych dobrych czasów. Berenika była nawet z koleżanką dwa razy w kinie. W międzyczasie skończył się rok szkolny, przeminęły mistrzostwa Europy w piłce nożnej, czekamy na olimpiadę. Niby wszystko w miarę normalnie, z przecież już rośnie liczba zachorowań w Hiszpanii i w Anglii na tzw. deltę, czyli wariant hindusku koronawirusa, już się gada o następnych wariantach. Trafiliśmy na cienką przerwę w pandemii i bodaj na jesieni zacznie się de novo.
W zeszłym tygodniu zaszczepiliśmy się: najpierw Berenika we wtorek, a ja dzień później. Berenikę wieźliśmy na Stadion Narodowy, wjechaliśmy w gigantyczny parking podziemny i tam już trwała cała akcja: cztery kolejki, każda na inną godzinę, potem wypełnianie kwitu, rejestracja, rozmowa z lekarzem i samo szczepienie, które trwa najkrócej, bo jedynie sekundy. Po wszystkim można sobie usiąść i odpocząć w oczekiwaniu na niepożądane reakcje organizmu.
Pani Henia w Zenonowie przeszła Covid, podobno zaraziła się przed szczepieniem. Choroba przejechała po niej jak traktor, przyjechali medycy, zrobili test i kazali zostać w domu. Biednej starowince jedzenia i inne rzeczy dostarczała rodzina: podawali przez płot i zaraz znikali. Teraz pani Henia ma się lepiej, czego dowodem fakt, że dokupiła dwie kurki. Dostaliśmy już jajka od nich, malutkie, prawie jak gołębie. Ale pani Heni coś jednak szwankuje w głowie, nie pamięta na przykład, gdzie zapodziała kij do podpierania. Musiała znaleźć sobie nowy, nie tak wygodny jak tamten.
Od końca marca wahadło epidemiczne znalazło się najpierw w strefie bardzo wysokich wartości zakażeń: notowano rekordy ponad 36 tys. nowych przypadków dziennie. Teraz te liczby spadły do poziomu mniej więcej 10 tys. dziennie, a więc znacznie. To nadal jest dużo, ale można wytrzymać. Nieodmiennie natomiast, dzień w dzień, wynoszą ze szpitali po 700 trupów i to najlepiej świadczy o poziomie służby zdrowia. Kraj wskutek działania różnych czynników nie jest w stanie skutecznie leczyć swoich obywateli.
Gołe dane: wczoraj liczba zakażonych wyniosła 16 741, zmarłych – 396. Dziś ten wynik został pobity z kretesem, przy okazji ustanowiony został rekord pandemii w Polsce: 29 978 zakażonych i 575 trupów, czyli więcej niż dwa strącone samoloty pasażerskie. Łącznie od początku pandemii zakażonych mieliśmy 2 mln 120 tys, a nieboszczyków ponad 50 tys., czyli jedno spore miasto. W internecie wymieniano konkretnie Piaseczno, Stargard, Zawiercie, Wejherowo, Świętochłowice, Ostrołękę. Jedno z nich uważajmy za skasowane.