Dzisiaj odbył się pogrzeb Elżbiety. Najpierw msza w kościele Jozafata na Powązkach Wojskowych. Spodziewałam się tłumów, ale w kościele było najwyżej 30 osób. Prawie tyle samo fotoreporterów. Widziałam ich rozczarowane miny. Co prawda przyszło trochę znanych osób, ale chyba liczyli na więcej sław. Byli Daniel Olbrychski z żoną Krystyną Demską, Bohdan Łazuka, Krystyna Morgenstern – sama, bez męża, Zofia Czerwińska, Marysia Konwicka, Irena Karel, Andrzej Strzelecki, Zofia Kucówna, z młodego pokolenia aktorów Karolina Gruszka. Nie wiem, być może kogoś nie zauważyłam i pomijam w tej wyliczance, ale i tak przecież lista obecności jest nadzwyczaj krótka. Pod koniec pojawił się Janusz Głowacki z Jerzym Iwaszkiewiczem. Po mszy Daniel Olbrychski wziął urnę z prochami Elżbiety i wyniósł z kościoła. Później były pożegnania nad grobem. Zaczęła mówić Joanna Szczepkowska. Trochę dziwnie to wyszło, powiedziała coś takiego, że właściwie robi to z obowiązku. Myślała, że przemówi ktoś inny, kto lepiej znał Elżbietę, ale nikt nie chciał. Naprawdę nikt z jej przyjaciół nie miał ochoty powiedzieć kilku zdań? Potem mikrofon wziął Olbrychski: „Nie spodziewałem się takich tłumów jak na pogrzebie Zbyszka Cybulskiego, ale skromność tej uroczystości mnie zasmuciła. Gdy spotkamy się ponownie, powiem Elżbiecie, że na widowni był komplet.” (…) Na koniec Andrzej Strzelecki wrzucił do grobu paczkę papierosów.
Agnieszka Osiecka wspominała: Kiedy w 1958 roku Ela pojawiła się w STS-ie, wszyscy się w niej zakochaliśmy, bo była zjawiskiem niezwykłym. Duża pyzata buzia, włosy typu siano, odrobina piegów, uroda raczej proletariacka. Obłędny biust, który doprowadzał chłopców do szaleństwa, arystokratyczne dłonie i szalenie zgrabne nogi. Jej uśmiech – najcudowniejszy, jaki widziałam w życiu. Obłędny, czarujący, pełen radości i inteligencji, a także ironii względem otaczającej rzeczywistości. Imponowało mi to, że Ela zawsze miała pomysł na życie. Trzymałyśmy się razem, jak papużki nierozłączki. Lubiłyśmy też błaznować ze wszystkiego. Często chodziłyśmy na tańce. Ela wypracowywała strategię działania: „Wybierz sobie, którego chcesz, bo mnie jest wszystko jedno”, mówiła w garderobie, gdy próbowałyśmy poprawić nasz ubogi „poststalinowski makijaż”. Kiedyś prowadziłyśmy we dwie „ironiczny tryb życia”. Malowałyśmy włosy na niebiesko, rzucałyśmy narzeczonych dla kawału (np. obie naraz – w sylwestra, na balu w teatrzyku), jeździłyśmy do różnych miast, chowałyśmy się, kupowałyśmy tanie antyki i oddawałyśmy byle komu… Na naszej saskokępnej kanapie przesiadywałyśmy Bóg wie ile wieczorów, żrąc pierniczki i pijąc koniaczek, i przewalając się z kąta w kąt w przekonaniu, że jesteśmy najwspanialsze, najśmieszniejsze i najpotworniejsze na świecie, że wszystko nam wolno i w ogóle zrobimy, co będziemy chciały. (Agnieszka Osiecka, maszynopis, Muzeum Literatury).
Historia znajomości Joanny Pacuły i Elżbiety Czyżewskiej przez lata była tematem rozmów w środowisku artystycznym, zarówno w Polsce, jak i w Stanach. W 1982 roku młoda i piękna Pacuła znalazła się w Nowym Jorku. Nie znała angielskiego, nie miała ani pieniędzy, ani przyjaciół, do których mogłaby zwrócić się z prośbą o pomoc. Czyżewska przygarnęła dziewczynę do siebie, zapewniła darmowy dach nad głową, żywiła, pożyczała swoje ubrania i umawiała z agentami. Wkrótce przyjaźń się skończyła. Joanna Pacuła doskonale poradziła sobie sama. Dzięki rekomendacji Romana Polańskiego dostała rolę Iriny w Gorky Park, za którą otrzymała nominację do Złotego Globu. Elżbieta nigdy nie wspominała o Pacule, ale prywatnie mówiła, że czuła się wykorzystana, w zamian za pomoc, którą jej bezinteresownie ofiarowała, spotkały ją same przykrości. Jak było naprawdę? Kilka lat później do Elżbiety przyjechał Yurek Bogajewicz, reżyser, który postanowił nakręcić film na podstawie tej relacji. Czyżewska przyjęła go serdecznie, podobno godzinami rozmawiali, jak taki film powinien wyglądać, w zamian za to Elżbieta miała zagrać główną rolę – samą siebie. Ale kiedy przedstawiono jej scenariusz, opracowany przez Agnieszkę Holland, okazało się, że jest w nim zbyt wiele rzeczy, których Czyżewska nie może zaakceptować. W efekcie zamiast niej zagrała amerykańska aktorka Sally Kirkland, która za rolę w Annie dostała nominację do Oscara. Elżbieta znów poczuła się oszukana. W rozmowie z Ellen Hopkins, która w 1988 roku napisała w „New York Magazine” o niej artykuł, powiedziała: „Bogajewicz zrobił mi to samo, co w filmie młoda kobieta robi Annie. Ukradł moje życie.”
fragmenty książki