Internet podał właśnie, że o planowanym zamachu na prezydenta Kennedy’ego w 1963 roku wiedział Fidel Castro – a więc wiedzieli też Sowieci. Zamachowiec Lee Oswald najpierw przebywał parę lat w Mińsku białoruskim; tam pojął żonę Rosjankę i wrócił z nią do USA jako zadeklarowany komunista. W Ameryce obracał się w środowisku nastawionych prokomunistycznie emigrantów rosyjskich, ale prządł raczej cienko. Czy to wyklucza przeszkolenie w ZSRR i nasłanie go na Kennedy’ego przez sowieckie tajne służby?
W powieści na ten temat Stephen King podaje, że liczba książek poświęconych zamachowi w Dallas przekroczyła tysiąc. Spec od horrorów, w „Dallas ‘63” objawił się jako autor science fiction rozgrywający temat podróży w czasie: przedostania się do przeszłości i usiłowań, by zmienić przyszłość. Konkretnie chodzi o zneutralizowanie Oswalda i spowodowanie, by prezydent Kennedy przeżył zamach.
Książka Kinga, 858 stron druku, to jakby trzy powieści w jednej. Pierwsza, jako się rzekło, traktuje o człowieku, który przelazł z roku 2011 do roku 1959 i zasobny w wiedzę o przyszłości usiłuje zapobiec zamordowaniu prezydenta. Wątek sensacyjny wiąże się z ukrywaniem swej tożsamości, śledzeniem Oswalda i jego rodziny, opracowywaniem planu interwencji itp. Druga koncentruje się na właściwych SF konsekwencjach ingerencji w rzeczywistość. Im bliżej feralnego wydarzenia, tym przeszłość stawia większy opór, broni się przed korektami, opiera się odkształceniom. Zdarzenia poszły określonym torem i bardzo trudno zepchnąć je w inną stronę. Nie mówiąc już o tym, że otwarcie połączenia z przeszłością powoduje szalone komplikacje, do tego stopnia, że świat może ulec unicestwieniu.
Trzecia wreszcie powieść w tej opasłej księdze to opisy prowincjonalnej Ameryki i zamieszkujących ją na przełomie lat 50. i 60. XX wieku ludzi. Tę część czyta się z największym zainteresowaniem, tym bardziej, że bohater przechodzi „jednym ciągiem” z naszej epoki do historycznej, a więc porównania nasuwają się same. Inny jest smak żywności i powietrza, wszyscy kopcą jak kominy, a środowisko jest trute bez żadnego umiaru. Ludzie są jakby bardziej serdeczni, uczynni, nie śpieszą się, nie gonią za mamoną jak dziś. Wszystko jest śmiesznie tanie, benzyna kosztuje parę centów, samochód używany dobrej klasy można kupić za 300 zielonych. Z powodu braku Internetu dla człowieka z XXI wieku zdobywanie informacji jest utrudnione. Telewizja nie jest molochem, jak dziś, aczkolwiek jej głupactwo widać wyraźnie – USA zawsze wyprzedzały resztę świata i pewne zjawiska pokazywały się tam wcześniej. Tak czy owak Kingowi udało się znakomicie oddać klimat „powiatowej” Ameryki i to jest bezsprzeczny walor „Dallas ‘63”.
Księga obecna jest od pewnego czasu na rynku, więc chyba można ujawnić, że Kennedy zostanie ocalony – ale gdy bohater wraca do swej epoki, zmiany są widoczne od pierwszej sekundy. Ich opisu nie powstydziłaby się najbardziej ponura dystopia: udaremnienie planów zamachowca nie przysłużyło się Ameryce, doszło do serii wojen jądrowych, dorodne pod względem biologicznym egzemplarze Amerykanów są jeno dalekim wspomnieniem. Także system polityczny, jaki zapanował, zdaje się mieć niewiele wspólnego z demokracją. Czy taka wizja jest prawdopodobna? Moim zdaniem nie – ale King ma prawo do własnej wersji. Bohater po raz kolejny musi wybrać się w przeszłość – każde wejście do niej kasuje poprzednie zmiany – i tym razem niczego nie ruszać. Z teorii chaosu wiemy o efekcie motyla: gdy motyl Kinga machnie skrzydłami, wali się Ameryka.
Opowiadano mi, że ktoś cudem ocalał z wypadku samochodowego. Parę tygodni później zginął w okropny sposób: winda dosłownie odrąbała mu głowę. Wyglądało to tak, jakby nieznany czynnik z furią przywrócił porządek rzeczy zakłócony tamtym szczęśliwym ocaleniem. W skomplikowanych nieraz układach przyczynowo-skutkowych nie ma taryfy ulgowej. Kto miał zginąć, musi zginąć, czy jest prezydentem, czy tylko zwykłym zjadaczem chleba.