Ukazała się kolejna książka Svena Nordquista z serii o starym Pettsonie i kocie Findusie, który pewnego dnia się przybłąkał. Na półce naliczyłem łącznie 10 sztuk.
Pettson żyje w rupieciarni, jest majsterkowiczem, wierzy, że wszystko może się przydać. Jego obejście i pomieszczenia są więc co się zowie zagracone sprzętami, meblami i przedmiotami pamiętającymi jeszcze początki XX wieku. Kot wnosi w życie Pettsona sens – stary ma się kim opiekować, ma dla kogo się starać. Kot zaś – rudy, pręgowany, zielonooki – zgodnie ze zwyczajami swej rasy chodzi własnymi ścieżkami, jest lekko egocentryczny, lubi skupiać na sobie uwagę otoczenia, lecz w godzinie próby można na niego liczyć.
Tym dwóm istotom, żyjącym na skraju szwedzkiej wsi, przytrafiają się mnogie i zabawne przygody. Nordquist ma dar wyprowadzania cudowności ze zwyczajności, a nawet z siermiężności, bo stary kawaler Pettson nie jest człowiekiem zamożnym i nie dba o porządek w obejściu. Kot w takiej scenerii czuje się wyśmienicie, jakby trafił do kociego raju. W najnowszej książce między Findusem a Pettsonem dochodzi do zadrażnień, staruszek ceni spokój i możliwość niezakłóconego snu, a Findus lubi dokazywać. Wszystko jednak skończy się dobrze, bo ci dwaj nie potrafią bez siebie żyć. Prawda ta dociera do nich wtedy, gdy muszą się rozstać i nawet krótka rozłąka w czasie i przestrzeni jest dla obu dolegliwością.
Choć więc czyta się te bajeczki przyjemnie i dzieci są nimi zainteresowane, nie tekst odgrywa tu główną rolę. Absolutnie rewelacyjna okazuje się będąca dziełem samego autora strona graficzna. W dobie uwiądu sztuki ilustratorskiej, bohomazów serwowanych dzieciom, które wszystko zniosą, akwarelki Nordquista są mistrzowskimi scenkami z życia. Nordquist potrafi jak nikt inny oddać piękno i grozę Pettsonowej rupieciarni, starego domku i szopy utopionych w zielsku. Gdy trzeba pokazać ruch szybko przemieszczającego się kota, rysuje po prostu cztery albo pięć Findusów obok siebie w różnych stadiach. Ważną rolę odgrywają hodowane przez Pettsona kury, które wywalczyły sobie daleko posuniętą autonomię. Łażą za swym właścicielem jak psy, pchają mu się do kuchni, nocują pod krzesłami i pod łóżkiem jak zmordowane stwory z innej planety. Z uwagą oglądają poczynania Pettsona i dzieła jego sztuki inżynierskiej, testują każdą nowość, czasem słuchają radia albo czytają gazetę, założywszy nogę na nogę. Jest to szalenie dowcipne i urokliwe; z czasem czytelnika bardziej od samych historyjek zajmuje wyszukiwanie smakowitych szczegółów na obrazkach.
Książeczki Nordquista z cyklu o Findusie i Pettsonie są zatem przeznaczone zarówno dla dużych, jak i dla małych. I rodzic, i dziecko mają z nich frajdę. Uroku sportretowanemu w nich krajobrazowi dodaje obecność tajemniczych stworków, które zamieszkują przeróżne szpary, czasem widać ich szpiczaste pyski, a czasem pokazują się w całej okazałości. Nikt tu na nikogo nie poluje, nikt nikogo nie zabija ani nie pożera, idylla trwa i jedynymi bodaj odgłosami zakłócającymi spokój bujnej przyrody są kocie wrzaski oraz okazyjnie sygnały Pettsonowej maszynerii.