Pochodząca dokładnie sprzed pół wieku trylogia Pipera o Kudłaczach, miśkopodobnych stworzeniach z planety Zaratustra, mimo infantylnie wyglądających bohaterów bierze się bynajmniej za niedziecinne problemy. Kudłacze wprawdzie przypominają maskotki z pokoju dziecka, ale mają swój język, swoje myślenie i nawet ceremoniały – gdy jedno z nich zostaje zabite, pozostali organizują mu pogrzeb. O tyle jest to istotne, że planeta Zaratustra była wcześniej traktowana jako pozbawiona życia inteligentnego (tzw. sapientów) i stanowiła domenę Koncesjonowanej Kompanii, która ją eksploatowała. Z chwilą uznania niedźwiadków za sapienty Kompania traci władzę nad planetą, ale nie wyrzeka się jej chętnie, co to to nie. Trzeba stoczyć morderczy proces sądowy, żeby sprawy pobiegły dobrym torem.
Trylogia o Kudłaczach jako sędziwa zawiera stosowną porcję naiwności oraz idealizacji (np. cała miejscowa policja i wymiar sprawiedliwości ściśle przestrzegają prawa i tępią przestępców bez litości). Ta właśnie cecha między innymi powoduje, że są to idealne książki dla starszych dzieci i młodszej młodzieży. Osadzenie akcji wśród kudłatych miśków tworzy dobroduszną, pozytywną atmosferę, w której podłe czyny wydają się niestosowne. Nawet gdy zło się pokazuje, nie wydaje się tak straszne wobec sił, które zaraz przystąpią do jego kiełznania.
W drugim tomie sprawy przybierają poważniejszy obrót: okazuje się, że Kudłacze, podobnie jak Polacy, mają kłopoty z rozrodem i w bliskiej perspektywie grozi im wymarcie. Trzeba temu koniecznie zapobiec. Nadto rozmaite ciemne typy próbują wykorzystać łatwowierne misiaczki do swoich niecnych celów – i temu trzeba postawić tamę. Piper wykazuje sporą orientację w kwestiach prawnych i zdolność kreowania konfliktów w tej warstwie. Powieści są uroczo staroświeckie pod względem technicznym (choć centrum komputerowe i napęd antygrawitacyjny w nich występują), lecz w opisie postaw ludzkich wobec nowego fenomenu nic im nie można zarzucić. Jak zwykle ludziska dzielą się na szlachetnych, którzy postępują według zasad, i szumowiny, które chcą jak najwięcej zarobić cudzym kosztem. Ale to już nasza stała gatunkowa.