„Zaginiona sukcesorka” to drugi tom serii „Skrzydła ognia” – kontynuacja tomu pierwszego „Smocze proroctwo”. Według Wielkiej Przepowiedni piątka smocząt wyklutych w odpowiednim czasie jest w stanie zakończyć wojnę nękającą smocze plemiona zamieszkujące Pyrrię. Tajna organizacja Szpony Pokoju postanawia przechwycić pięć jaj i wychować w odosobnieniu młode smoki. Jedno z jaj zostaje strzaskane i zamiast niego organizacja musi znaleźć inne. Ale jedyne co udaje się zdobyć, to jajo z pogardzanego plemienia Deszczoskrzydłych. Gdy parę lat później kryjówkę Szponów Pokoju odwiedza tajemniczy smok Wieszcz i rozkazuje zabić deszczoskrzydłą Glorię, smoczęta buntują się i uciekają. Udaje im się wyjść cało z wielu niebezpiecznych przygód i postanawiają odwiedzić swoje rodziny. Po wizycie u rodziny błotoskrzydłego Łupka smoczęta kierują się do pałacu Morskoskrzydłych – ojczyzny Tsunami. Gdy okazuje się, że smoczyca jest dziedziczką tronu, Tsunami czuje się wniebowzięta. Jednak sprawy szybko się komplikują. Przyjaciele Tsunami są więzieni, a sama królowa Korala staje się coraz bardziej oschła i nieprzyjazna. W końcu cała piątka ląduje w więzieniu.
Największą zaletą tej książki jest wciągająca fabuła i brak zbędnych treści, które można by przekartkować. Aby w pełni zrozumieć tę powieść, trzeba ją przeczytać od deski do deski. Mimo że wydaje się rozwlekła (cały tom o jednej wizycie), podczas lektury nie sposób się nudzić. Niestety, autorce zabrakło pomysłu na wplecenie w fabułę pozostałej czwórki smocząt. Chociaż w pierwszym tomie bohaterem był Łupek, reszta smocząt też odgrywała ważne role; tu zostały zepchnięte na trzeci plan i w rezultacie są zupełnie bezużyteczne. Czekają tylko aż Tsunami znajdzie trochę czasu, żeby z nimi porozmawiać.
Obie próby odnalezienia rodzin (i Tsunami, i Łupka) skończyły się przykro – rodzice Łupka nie chcą go znać, a matka Tsunami traktuje córkę jak swoją własność i całkowicie ignoruje jej potrzeby. Obie wizyty kończą się identycznie: odtrącony smok wraca do grupki wiernych przyjaciół. Co prawda dowiadujemy się wiele na temat poszczególnych smoczych plemion i możemy na tej podstawie snuć różne przypuszczenia, ale jeśli autorka ma zamiar przedstawiać w ten sam sposób kolejne wizyty, przygody staną się nudne i przewidywalne. Polecam jednak tę książkę wszystkim zainteresowanym, bo mimo paru wad jest wciąż ciekawą lekturą na szare dni.
Szkoda, że tytuł jest marnie przetłumaczony. Angielskie „The Lost Heir przetłumaczono na „Zaginiona sukcesorka”. ‘Sukcesorka’ to słowo zbyt wyszukane i niezrozumiałe dla młodszych czytelników. Dużo lepiej pasowałoby tu słowo ‘dziedziczka’.