„Gdyby nos Kleopatry był krótszy, inaczej wyglądałoby oblicze świata” – ten aforyzm autorstwa Pascala dobrze ilustruje działanie teorii chaosu w dziejach ludzkich. Drobny szczegół urody kobiety, zły rozkaz, wojsko spóźnione z odsieczą powodują dalekosiężne skutki. W przypadku Kleopatry rzecz ma dodatkowy smaczek: z czterech popiersi królowej prezentowanych w biografii pióra Stacy Schiff to najbardziej okazałe ma właśnie utrącony nos.
Książka Schiff zaczyna się od wyznania bezradności: oto jak mało wiemy o ostatniej królowej Egiptu, nie zachowały się nawet jej wiarygodne wizerunki. Momentami w biografii nawet to widać: gdy Kleopatra jedzie do Rzymu za Cezarem, tak skąpe są wieści o jej pobycie w tym mieście, że autorka zmuszona jest dawać szczegółowe opisy Rzymu w tym czasie. Ale i to czemuś służy: Rzym przy Aleksandrii, stolicy ówczesnego Egiptu, wygląda jak zapyziała wiocha z pretensjami do Bóg wie czego. Tymczasem w porównaniu z królestwem Kleopatry jest to prowincja, zarówno pod względem bogactwa, jak i gustów mieszkańców. Kleopatra źle się w Rzymie czuje, nie lubi Rzymu i po śmierci Cezara w słynnym zamachu w idy marcowe wyjeżdża.
Trzeba Stacy Schiff oddać sprawiedliwość: pomimo skąpych materiałów udało się jej skroić pełnowymiarowy opis burzliwego życia królowej. Czyta się to z zapartym tchem, zwłaszcza komuś, kto w dzieciństwie obejrzał kapiący od złota Egipt w hollywoodzkim filmie z udziałem Elizabeth Taylor i Richarda Burtona w roli Marka Antoniusza. Odkładając książkę czuje się żal, wręcz pretensje do historii, że dzieje Kleopatry zakończyły się w tak nieciekawy sposób. Sympatia autorki związana z tą postacią udziela się i czytelnikowi: jakże ciekawiej wyglądałby tamten zakątek świata, gdyby stylizowany na faraonów Egipt przetrwał ze swymi wspaniałościami! Ale patrząc na późniejsze zagrożenia trudno w to wierzyć – szanse były minimalne.
Co się tyczy samej Kleopatry, działała w wyjątkowo trudnym dla swego kraju okresie, pod bokiem zaborczego sąsiada. Pytałem zawodowego historyka, czy nie lepiej byłoby przeznaczyć liczne bogactwa Egiptu, którymi wspierała Rzym, na zbudowanie potężnej armii zdolnej przeciwstawić się jego legionom. Odpowiedział, że siła wojskowa Rzymu już wtedy była bezdyskusyjna, na jeden legion trzeba by pięciokrotnie więcej wojska „zwykłego”. A zatem pozostawało lawirowanie, gra ciałem, w czym Kleopatra wykazywała spory kunszt. Była fenomenem: zastała Egipt podupadający, ale za swego panowania doprowadziła go do świetności i rozrostu terytorialnego. Znała podobno 9 języków, w sztuce rządzenia także zanotowało sporo osiągnięć. Niestety, postawiwszy na dwóch najpotężniejszych mężczyzn owego czasu przy drugim pomyliła się, a może przeszkodziła mu w decydującym momencie – i wraz z nim poległa.
Gdyby Marek Antoniusz od razu ruszył na Oktawiana, gdy jeszcze przewaga była po jego stronie, gdyby Kleopatra swą obecnością w obozie wojskowym nie krępowała mu rąk i obficie dawkowanymi atrakcjami erotycznymi nie wprawiała w gnuśność – może historia istotnie potoczyłaby się inaczej. Ale biedna królowa obawiała się, że Antoniusz dogada się z Oktawianem jak Rzymianin z Rzymianinem, a to jej było mocno nie na rękę. Skądinąd i tak wydaje się to lepszym wyjściem od tragedii, która nastąpiła gdy Oktawian wylądował na egipskiej ziemi.
I jeszcze jeden szczegół: prawie na pewno Kleopatra nie postradała życia dając się ugryźć żmii ukrytej w koszu z figami. Scena z gadem wijącym się na śliskiej posadzce, znana z filmu Josepha L. Mankiewicza, raczej nie miała miejsca. Królowa eksperymentowała z truciznami i prawdopodobnie jedna z nich odebrała jej życie. A gdyby tak tego węża Oktawianowi pod tunikę, do portek, za koszulę – może wtedy by się go skutecznie zniechęciło?