Ogrodnik kosmosu



Tytuł
Starość aksolotla
 
Autor
Jacek Dukaj


Wydawca
Wydawnictwo Literackie 2019

Cena wydawnictwa
44,90 zł
Ogrodnik kosmosu
 

W krótkiej powieści „Starość aksolotla” udało się Jackowi Dukajowi spełnić trzy niemożliwości. Po pierwsze przenieść osobowość człowieka poza jego organizm, używając aparatury komputerowej. Taki zabieg zdążył się już stać się świętym Graalem informatyków, speców od sztucznej inteligencji i pisarzy science fiction, ale nic nie wskazuje, byśmy dziś byli bliżej zrealizowania tego cudu niż np. pitekantrop. U Dukaja służy do tego „ficzer” do gier InSoul 3, co czyni rzecz dodatkowo nieprawdopodobną. Najpierw dlatego, że takie przeniesienie to rzecz nieprosta, wymagająca długich przygotowań, badań i naprawdę potężnej aparatury. W „Starości aksolotla” wszystko odbywa się na łapu capu, chałupniczo, bo nie ma chwili do stracenia. Ziemię liże Promień Śmierci, sterylizując z życia biologicznego, a czas, jakim dysponują bohaterowie, zanim skonają błyskawicznie, liczy się w godzinach.

InSoul3, jak ją opisał autor, to gumowa mycka na głowę, dodatkowe karty i chłodzenia – i już można odpalać. Gdyby to była taka łatwizna, IS3 zostałaby rygorystycznie zakazana z racji niebezpieczeństwa, jakie grozi graczom (i tak były protesty). Rzecz jasna nie ma mowy o  przeniesieniu całości skanów mózgu, ale to nie jest konieczne, zawsze coś się sczyta. Może tyle wystarczy? Autor wydaje się więc zwolennikiem podziału holistycznie działającego mózgu na plasterki, wystarczy ściągnąć kilka (większość?), a już optymista Grześ zostaje przepisany, i to bez zarzutu: w dalszej części utworu nie świadkujemy zakłóceniom jako konsekwencji złego czy niedostatecznego skopiowania.

Druga niemożność to ów Promień Śmierci, wyemitowany z odległości 17,6 roku świetlnego, a tak dokładnie skolimowany i nakierowany, że wiązka trafia prosto w Ziemię. Wskutek obrotu planety wokół osi strefa napromieniowania przesuwa się coraz dalej. Proces trwa ponad tydzień, zdycha od niego wszystko co żywe. (Strącenie asteroidy kosztowałoby mniej wysiłku.) Autor pisze, że odpowiadają za to głównie szybkie neutrony, wyemitowane z wormhole’a w Wężowniku. Aby razić neutronowo cel na taką odległość, trzeba by energii gwiazdy, bo wszelka emisja słabnie z kwadratem odległości; problemem jest tu ożenienie fenomenu kwantowego, jakim jest wormhole (kanał kwantowy łączący odległe punkty czasoprzestrzeni), z fenomenem makro (gwiazdą czy innym urządzeniem emisyjnym). Wątpliwe też, by neutrony były tak skuteczne, skoro doskonale pochłania je woda (i parafina, i wodór międzygwiazdowy), przynajmniej więc część życia w głębi oceanów miałaby szansę ocaleć.

Po trzecie wreszcie nisko prawdopodobne jest wskrzeszenie biosfery od zera przez spolegliwe mechy; nie te siły, nie te kompetencje (skopiowali się gracze, nie fizycy czy genetycy). Przede wszystkim rychło zabrakłoby prądu, gdyż elektrownie dość często wymagają przeglądów i remontów. Elektrownie jądrowe są nawet bardziej podatne na awarie, a to z powodu dodatkowego obiegu chłodzącego. Zanim by się skopiowani przez IS3 zorganizowali (prawie 18 tysięcy, z czego 27 w Polsce), pozostałyby im tylko baterie słoneczne.

Grześ po katastrofie, która zmiotła ludzkość, trafia jako zapis kolejno do kilku „mechów” – ciężkich robotów zbudowanych do różnych celów. Wszyscy tak robią – w rezultacie otrzymujemy cywilizację robotów, jak u Lema, tyle że na serio. Wizja transformerów, kultywujących ludzkie zwyczaje, tęskniących za ludzką biologią, podzielonych na gildie wywiedzione od dzisiejszych grup graczy, jest bodaj największym osiągnięciem autora mimo „zbudowania na fundamencie cudzej wyobraźni”, by użyć jego własnego określenia.

Czytelnika nurtuje jednak, kto lub co podjęło straszliwą decyzję o wyczyszczeniu Ziemi z życia. Na końcu nadchodzi odpowiedź: to bardzo zaawansowana cywilizacja miliardoletnia likwiduje odchyłki od normy, którą sama ustala. Czyli byłby to jakiś bóg mniejszy, polatujący z sekatorem po Wszechświecie  dzięki sieci wormholi i wprowadzający własne porządki. Zaiste, ktoś taki musi się czymś zająć, by nie skonać z nudów, ale zarazem zmniejszając programowo różnorodność kosmosu czyni go coraz mniej ciekawym miejscem. Postępowanie takie wydaje mi się nie bardzo mądre, mówiąc oględnie: tyle starań, tyle zabiegów po to tylko, by zamienić w pumeks jakąś mało istotną planetę. To można przecież osiągnąć dużo prościej, dając tubylcom wolną rękę.

Prześlij komentarz



Reklama

Senni zwyciezcy

Książka do kupienia w Stalker Books

planeta smierci cover

Książka do kupienia w Stalker Books

Człowiek idzie z dymem - Marek Oramus

Książka do kupienia w Stalker Books

COVER bogowie lema

Książka do kupienia w Stalker Books