Późno dowiedziałem się o tej sprawie, więc późno też o niej piszę, ale nic to, liczy się powód. Oto w 2017 roku w Kassel w Niemczech zbudowano kopię greckiego Partenonu. Nie była to jednak budowla z cegły ani marmuru, tylko z drutu, tak uplecionego, aby dało się weń powkładać książki. Nie chodziło przy tym o byle jakie książki, tylko takie, które gdzieś, kiedyś zostały zakazane. Autorce instalacji, argentyńskiej artystce Marcie Minujín udało się zebrać 100 tysięcy takich książek z całego świata. Znalazły się wśród nich Biblia, „Mały książę” Antoine’a de Saint-Exupéry’ego, „Przygody Tomka Sawyera” Marka Twaina czy „Szatańskie wersety” Salmana Rushdiego. Polskę w tym towarzystwie godnie reprezentowała „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza. „Złożony ze 100 tysięcy zakazanych książek Partenon jest obecnie najczęściej fotografowaną instalacją artystyczną”, pisał z zachwytem autor notatki.
Instalacja Marty Minujin miała identyczne wymiary, co ateński Partenon: 70 metrów długości, 31 szerokości i 10 wysokości. „Obiekt robi piorunujące wrażenie, zwłaszcza jeśli uświadomimy sobie ogrom pracy włożony w jego wykonanie. Każda z książek została zafoliowana i przyklejona do metalowej konstrukcji. Instalację można podziwiać do 17 września”, fascynował się ten sam autor, bo to ta sama notatka. Ale jak to właściwie rozumieć? Że książki zakazane to Partenon ludzkiej myśli, a te, których nikt nie zakazał, to tzw. pozostałe barachło? Że zakaz nałożony na książkę gdziekolwiek zaraz awansuje ją między arcydzieła?
Dla porządku podano jeszcze, że działo to się w ramach wystawy Documenta, najbardziej prestiżowej na świecie. Documenta odbywa się co pięć lat (od 1955 roku) właśnie w Kassel i trwa 100 dni. Przyjmuję na wiarę, że obok biennale w Wenecji jest to „najważniejsze wydarzenie w świecie europejskiej sztuki współczesnej”.
Co do mnie, mam tzw. mieszane uczucia. Raz że nie brak u nas książek i ksiąg zakazanych, a artystce Minujin udało się z trudem znaleźć jedną. Po drugie: to, że jakiejś książki zakazano, ma być równoznaczne z jej nobilitacją artystyczną i wszelką inną, bo chłamu jakoś nikt nie zakazuje. Artystce Minujin i tym, co ją sfinansowali powiem, że to kryterium co najmniej wątpliwe – w wielu krajach zakazano np. „Mein Kampf” Adolfa Hitlera. Ciekawe skąd inąd, czy ten pomnik myśli ludzkiej trafił do Partenonu w Kassel.
Sam pomysł użycia książek jako cegieł do budowania mam za odkrywczy i rokujący na przyszłość. Ileż to wala się tego badziewia po skupach makulatury, po bibliotekach i po prostu po kątach – zebrać to wszystko, ogipsować i dalejże stawiać mury, budynki, bloki, w których mogliby godnie bytować ludzie. Książka ma już swoją konotację jako cegła; czas potraktować to dosłownie. Być może w takich budynkach znalazłoby się miejsce dla wydawców, księgarzy, autorów, nawet recenzentów. Gdyby zebrać tę swołocz w jednym miejscu, można by nad nimi rozciągnąć kontrolę, wszak to oni produkowali i produkują zakazane książki.
Większy opór budzi jednak we mnie co innego. Oto zakazanych książek nie przywrócono czytelnikom, tylko zapakowano w plastik i umieszczono w ścianach drucianego Partenonu. Tym samym jakby przedłużono im areszt, po czym po rozebraniu instalacji spokojnie się je wyrzuci – już to może zrobiono. Pod tym względem nie widzę specjalnej różnicy pomiędzy działaniem artystki Minujin a paleniem książek przez nazistów w Kassel w 1933 roku. Jeden i drugi wyczyn unicestwia je, choć pierwszy pod pozorem szacunku i nabożeństwa, a drugi demonstrując barbarzyństwo i nie licząc się z niczym i nikim.
Książki w liczbie 2000 spalono w Kassel na placu przed muzeum Fridericianum, gdzie osiem i pół dekady później postawiono rzeczony Partenon.