Pierwsza powieść J.K. Rowling „dla dorosłych” w gruncie rzeczy nie tak wiele różni się od cyklu o Harrym Potterze: są dzieciaki, choć już nie na pierwszym planie, i są ich rodzice. Gdyby obedrzeć cykl Pottera z różnych magicznych głupot, niewątpliwie ubarwiających intrygę, być może otrzymalibyśmy krajobraz społeczny podobny do zawartości „Trudnego wyboru”. Rolę Hogwarthu pełni tu szkoła publiczna z kiepskimi uczniami, którzy walkę o dobro świata czy nawet własne mają w głębokim poważaniu. Takoż ich rodzice: przeważnie małe, żałosne typki, knujące po cichu, co by tu ukraść albo jak by tu poróść w pióra na złość konkurencji. Bardzo mało jest szlachetności, bezinteresownej dobroci, dbałości o publiczne bono.
Przywykliśmy chyba do poczucia, że małe miasteczka, jak Pagford pod Londynem, są wcieleniem sielskości, cudności i dobra, ludzie nie ustają tu we współzawodnictwie, kto komu szybciej usłuży, a anielskie skrzydła są na porządku dziennym. Trochę przystrzygł ten obraz King w swoich opasłych powieściach, gdzie obraz amerykańskiej prowincji jest śliczny-demoniczny. Rowling też idzie tym torem, w Pagford nie ma bratania się na kupie, przychylania nieba bliźnim, tylko zacna rywalizacja, podchody, obłuda i rozgrywanie własnych interesów.
Najbardziej pozytywny bohater pada na trzeciej tronie trupem na wylew. Był ważnym elementem lokalnej społeczności, przeto jego śmierć każdego obchodzi i każdego dotyczy. Jedni go żałują, inni z jego skonania się cieszą, choć starają się tego nie okazywać, bo nie wypada. Dopiero gdy go braknie, widać, jaki był to pożyteczny jegomość i ilu ludziom pomógł. Rozpoczyna się gra o to, kto wejdzie na jego miejsce do rady.
Rowling napisała powieść współczesną, o dzisiejszej rzeczywistości małego miasteczka i mentalności zamieszkujących go ludzi. Wykazała się dobrą znajomością subkultur młodzieżowych, a także priorytetów, jakie dziś tym młodym przyświecają. Niewiele da się o nic powiedzieć dobrego: skoncentrowani na sobie i własnych przyjemnościach, niektórzy opętani seksem, od małego uwikłani w jakieś gry towarzyskie, skłonni do bezinteresownego sprawiania przykrości. Najbardziej wartościowa jednostka spośród nich ginie po śmierci brata powierzonego jej opiece. Dopiero dwie śmierci sprawiają i są niezbędne, by na miasteczko Pagford spłynęło otrzeźwienie. Albo by jakiś demon dopiero dwoma istnieniami nasycił się i odszedł.
Zdaniem Rowling zło rodzi się między ludźmi spontanicznie, w zbiorowiskach ludzkich istnieje jakby samorództwo zła. Kto o tym nie wie albo nie pamięta, ten swą bezczynnością zezwala na ten proceder w odniesieniu do siebie i do innych. Jak mało wiemy o swych sąsiadach, ostrzega Rowling. Nie tylko o sąsiadach – o własnej rodzinie, o żonach, mężach i dzieciach, a także o sobie samych. Jeśli przestajemy się pilnować, dajemy się unosić na fali, folgujemy instynktom, możemy słono za to zapłacić – my i ludzie z naszego otoczenia.
Rowling napisała powieść ostrą i przejmującą, aspirującą do diagnozy dzisiejszego społeczeństwa. Udowodniła, że nie tylko Pottery wychodzą jej spod ręki, że nie jest pisarką wąsko wyspecjalizowaną, ale że posiada rzetelne umiejętności w tej dziedzinie. Tedy nagroda w postaci sukcesu finansowego przypadła jej słusznie, a teraz ciekawie będzie obserwować, w która stronę pójdzie jej dalsza twórczość.