Moje pierwsze zetknięcie ze światami równoległymi nastąpiło podczas lektury „Człowieka z innego czasu” Boba Shawa, wydanego u progu lat 80. ubiegłego wieku. Wymowa tej powieści miała niespodziewanie charakter moralny: niegodziwości popełniane w jednym świecie odbijają się – wzmocnione – konsekwencjami w innym. Drobne podłości tu oznaczają prawdziwe tornada gdzie indziej.
W późniejszej o cztery dekady powieści „Brasyl” światy równoległe pokazane są inaczej. Ian McDonald jest mądrzejszy o wygenerowane w międzyczasie teorie i koncepcje fizyków, wie coś o kwantach, zna koncepcję wieloświata i twórczo wykorzystuje to w „Brasyl”. („Intelektualnym ojcem chrzestnym tej powieści jest książka Davida Deutscha The Fabric of Reality. To jedna z najbardziej oszałamiających intelektualnie rzeczy, jakie czytałem”, powiada.) Akcja toczy się trójtorowo w tytułowej Brazylii w 2006, 2033 i 1732 roku, a podłoże kwantowo-wieloświatowe ujawnia się stopniowo. Z poszczególnych rzeczywistości można przenikać do innych i tam operować; dowodem , że dzieje się coś niepokojącego, jest choćby pojawienie się u nas wytworów magicznej technologii w postaci q-noży o kwantowym ostrzu. Takie ostrze przecina wszystko, co napotka na drodze, a wytrącone z ręki napastnika leci do środka Ziemi jak przez próżnię.
Trzema ścieżkami prowadzona intryga jest pomyślana atrakcyjnie, zdarzenia toczą się wartko – ale jak to jest napisane! Może nie syczałem z zawiści, ale nie mogłem się otrząsnąć z podziwu, z jaką sprawnością autor pokazuje Brazylię z początku XXI wieku i w bliskiej przyszłości, a także tę XVIII-wieczną. Widać, że dobrze przekopał się przez dzieła o tym kraju, których listę publikuje na końcu. Jego erudycja nie wynika z osobistych kontaktów tym krajem, ale ma podłoże w lekturach, pokazuje, co można osiągnąć „mocą teoretycznej wszechwiedzy” .
Na końcu udaje się powiązać owe trzy ścieżki i wszystkie wątki we frapujący, choć raczej abstrakcyjny obraz zmagań o kształt wieloświata. Jak ów wieloświat ma wyglądać, jak rozwiązać jego problemy, jaki ma być jego los ostateczny itp. Do tych zmagań zaprzężone zostają nie tylko oddziały bitnych agentów i q-noże, ale i najpotężniejszy komputer kwantowy operujący w wielu realnościach. Tu po raz pierwszy dopada czytelnika zwątpienie, bo McDonald jak gdyby łączy zjawiska monstrualnie długotrwałe, jak Wszechświat (wszechświaty), z czymś tak ulotnym jak życie ludzkie. A wszak trudno się na serio spodziewać, że ktoś będzie się przejmował czymś, co zajdzie za miliardy lat i jeszcze w imię tego narażał drogocenne życie. Ale do osiągnięcia satysfakcji czytelniczej teatr Iana McDonalda wystarczy.