Wyobraźmy sobie wielkie miasto w nocy, w którym co kilka sekund ktoś zapala żarówkę i po paru minutach gasi. Jeśli mieszkańców jest wielu, co chwilę to tu, to tam zapalają się światła. Ale jeśli jedynie kilku, samotne żarówki zapalą się podczas nocy w kilku miejscach i zgasną. To dziwne miasto jest modelem Wszechświata, a owe żarówki – cywilizacjami technicznymi, które rodzą się i po pewnym czasie obumierają. Świecenie żarówki oznacza tzw. okno kontaktu – dwie cywilizacje mogą go nawiązać, kiedy znajdują się na podobnym poziomie. Samotna żarówka na nic takiego nie może liczyć.
W „Milczeniu gwiazd” Paul Davies przedstawia ten model jako alibi dla Silentium Universi – milczenia Wszechświata. Ani się obejrzeliśmy, jak nawiązywanie kontaktu, a potem poszukiwanie obcych cywilizacji, nazwane odpowiednio CETI i SETI, osiągnęło półwiecze. Rezultaty są przygnębiające, jak chyba w żadnej dziedzinie ludzkiej działalności. Nic się nie udał
o, od 1993 roku Kongres USA skasował dofinansowanie na tę działalność. Davies, uczestnik SETI od trzech dekad, czuje się w obowiązku wytłumaczyć tę klęskę, ale tego nie robi. W tym sensie książka rozczarowuje – ani nie jest porządną historią programu CETI / SETI, ani nie próbuje zrewidować podwalin filozoficznych projektu. Dużo pisze Davies, jakiego rodzaju fenomeny można by uznać za życie inteligentne. Jako przewodniczący grupy Post-Detection omawia, co by należało zrobić w przypadku wykrycia sygnału, ale wiadomo z góry, że to się nie uda, gdyż zaraz rozpocznie się światowa gra o dostęp i zmonopolizowanie komunikatu z gwiazd w nadziei, że zapewni to przewagę nad konkurentami światowymi.
„Przekonanie, że we Wszechświecie istnieją inne formy życia, to kwestia wiary” – stwierdził dziesięć lat temu nieżyjący już pisarz Michael Crichton. Wtóruje mu inny prominentny autor SF, David Brin: „Mija rok po roku, a głębokie radiowe przeglądy nieba wciąż nie przynoszą efektów. (…) W gruncie rzeczy brak jakichkolwiek śladów pozaziemskich cywilizacji technicznych.” Kwestię tę bodaj najlepiej ujął klasyk SF Arthur C. Clarke: „Czasem wydaje mi się, że jesteśmy sami we Wszechświecie, czasem – że wcale tak nie jest. Obie możliwości są równie niepokojące.”
Jak na razie z poszukiwań Obcych wypływa jedna korzyść: ludzkość stara się spojrzeć na siebie cudzymi oczami, niejako z zewnątrz, próbuje ocenić swoje położenie i znaczenie w kosmosie. Na fali entuzjazmu widziano braci w rozumie wszędzie, a wysyłanie „gwiezdnych listów” należało do ich głównych powinności. Pora na opamiętanie, z czym Davies jako luminarz projektu SETI nie bardzo chce się pogodzić.