W Polsce przyzwyczailiśmy się myśleć o Herbercie George’u Wellsie jako o klasyku science fiction, genialnym wizjonerze, autorze takich dzieł jak „Wojna światów”, „Wehikuł czasu” czy „Niewidzialny człowiek”. Tymczasem zainteresowania Wellsa były o wiele szersze, obejmowały kwestie społeczne, a wiele jego powieści można zakwalifikować jako obyczajowe, opiewające konflikty pomiędzy płciami czy emancypację młodych panien. Człowiek niskiego pochodzenia, jak się wtedy mówiło, dzięki swemu talentowi wdarł się na szczyt ówczesnej angielskiej socjety, był sławny, był obiektem zazdrości i tematem plotek, do czego zresztą dawał tysięczne powody. Na pewno był najważniejszym angielskim pisarzem do lat 20. minionego wieku, autorem dzieł literackich i traktatów upozowanych na naukowe.
Próbę fabularyzowanej biografii tak ciekawej i wielowymiarowej postaci podjął David Lodge, sam pisarz, w Polsce znany z dziesiątka powieści, które bym zaliczył do nurtu powieści akademickiej. Od razu dodajmy: jest to próba bardzo udana, najwybitniejsze bodaj dokonanie literackie Lodge’a, pokazujące Wellsa od przodu i od tyłu, jako literata i jako, co tu ukrywać, rozpustnika. Pisarza przedstawia się poprzez jego książki; Lodge na tym nie poprzestał, przedstawiając go też poprzez kobiety, które posiadł. Liczbę jednych i drugich oszacował na setkę, i jak bywa w takiej liczbie, jedne były znaczące, a inne przeminęły bez echa.
Wydawca polski postanowił, chyba ze względów komercyjnych, podkreślić ten drugi aspekt, dając jadowicie różową okładkę i zmieniając tytuł na „Który stawał na wysokości zadania”. Zabieg ten, utożsamiający poniekąd człowieka z jego organem seksualnym, niczego oczywiście Wellsowi nie ujmuje: hojnie podobno obdarzony przez naturę, rekompensował sobie tym niski wzrost, piskliwy głos i przeciętną aparycję. Kobiety jednak do niego lgnęły, nie tylko ładne, ale i młode, on zaś uszczęśliwiał je organem, który sądząc z biografii nigdy go nie zawodził. Nie były to czasy dzisiejszego permisywizmu w tej mierze, więc każda nowa kobieta Wellsa była szeroko komentowana. Niektórym pisarz robił dzieci, mając przez cały czas prawowitą żonę, która jednak o wszystkim wiedziała i zgadzała się na wybryki męża. Tak to godząc przyjemne z pożytecznym Wells przeżył życie i na końcu bilansuje je, zastanawia się nad nim o raz wspomina zaszłości, co jest właśnie tematem książki Lodge’a.
Z chuci imć Wellsa nie wynikło tylko zainteresowanie babami, lecz także chęć reformowania obyczaju, który więzi kobiety, nie pozwala im rozwinąć skrzydeł i w ogóle dyskryminuje je pod każdym względem. Była to prawda, kobiety owej epoki nie mogły np. zdobywać stopni naukowych, ale Wellsowi bardziej chodziło o wyzwolenie erotyczne. Dlaczego kobiety miałyby tłamsić swe potrzeby seksualne, czemu model rodziny jest tak skostniały, że nie dopuszcza (oficjalnie) dwóch żon albo czterech kochanek – tego typu kwestie zajmowały go całkiem serio. Gdyby dożył dzisiejszych czasów, zobaczyłby, do czego takie wyzwolenie doprowadziło i nie wiem, czy byłby nim zachwycony.
Lodge podaje warunki konieczne i wystarczające prowadzenia takiego życia, jakie praktykował Wells. Oprócz organu, który stawał na wysokości zadania trzeba było mieć środki materialne do finansowania licznych romansów i zabezpieczenia bytu potomstwa o raz jego matek. Tego akurat autorowi „Wojny w przestworzach” nigdy nie brakowało; ledwo konto zaczynało pokazywać dno, wnet wypełniał je strumień gotówki z nowego bestselleru. Wydawało się, że prawie wszystko, czego Wells się dotknie, zamienia się czarodziejskim sposobem w funty szterlingi. Nawet gdy ni stąd, ni zowąd zamierzył ambitne dzieło „Historia świata”, sprzedało się ono w milionach egzemplarzy i przyniosło małą fortunę.
Wszystko to ukazane zostało przez Lodge’a na tle panoramy Anglii i dwóch wojen, po których co bardziej przeraźliwe proroctwa Wellsa zrealizowały się z nadwyżką. Zmarł jako bankrut, nie finansowy, ale intelektualny: jego wizja szczęśliwej ludzkości, radzącej sobie z problemami, wzięła w łeb, odeszła i wydaje się coraz bardziej abstrakcyjna.