Skąd się wziął Lech Jęczmyk – felietonista i eseista? Znany tłumacz w 2006 roku pokazał nową twarz, publikując debiutancką książkę „Trzy końce historii, czyli Nowe Średniowiecze”. Zaczynał ją na sympozjach piwnych w dawnej „Fantastyce”, które odbywaliśmy okazyjnie. Sam siebie nazywając „krytykiem oralnym” wygłaszał kwestie na tematy dowolne, które się napatoczyły w dyskusji. Sypał paradoksami, ujawniając olbrzymią wiedzę i zdolność do zestawiania pozornie odległych faktów. Ktoś zauważył, że te wypowiedzi są gotowymi tekstami do druku – stąd poszedł pomysł, aby Lech został felietonistą „Fantastyki”. Pilnowałem tam wtedy działu publicystyki i byłem świadkiem, jak Lech Jęczmyk, początkowo niechętny, rozkręcał się z miesiąca na miesiąc, aż został przez czytelników uznany za najlepszego felietonistę w piśmie. W nagrodę został usunięty z grona autorów przez światłe kierownictwo „Fantastyki” i obowiązek publicystyczny przestał na nim ciążyć.
Ten gawędziarski i felietonowy charakter zachowały teksty z „Trzech końców historii”, ale w „Dlaczego toniemy” Jęczmyk zmienił ton na poważniejszy. Obie te książki zostały obecnie wznowione w jednym tomie jako „Nowe Średniowiecze. Felietony zebrane”. Wypadł cały blok poświęcony fantastyce (czy to zwiastuje osobny zbiór poświęcony tylko tej literaturze?), jak również kilka pojedynczych tekstów. Zainteresowania autora przesunęły się w stronę polityki; analizy stanu cywilizacji często polegają na szukaniu mocnych i słabych stron dzisiejszych mocarstw. Ale po dawnemu rozważania te skrzą się od humoru i pozostają totalnie niepoprawne. Lech z lubością łamie stereotypy, a jako wieczny outsider nie musi łagodzić ostrości sądów, by się nikomu nie narazić. Przeciwnie – odnoszę wrażenie, jakby celowo prowokował właścicieli ustalonych i jedynie słusznych poglądów, przy okazji wykpiwając je ile wlezie.
Tak więc kto nie wie, ten się dowie, że Jęczmyk wyznaje spiskową teorię rzeczywistości i ludzi, którzy ją negują, ma za słabowitych na umyśle. Demonstracyjnie obnosi się ze swym katolicyzmem, a jego przytoczone na końcu „Myśli nieoryginalne” są niekiedy prawdziwymi perełkami. Koncepcję Nowego Średniowiecza wziął od Bierdiajewa, który w latach 20. XX wieku twierdził, że racjonalizm i pozytywizm będą ustępować irracjonalizmowi jak dzień nocy. Jęczmykowi pasowała do tego, co obserwuje na tzw. arenie dziejów: krachu cywilizacji białego człowieka poprzez wyprowadzenie dróg własnego rozwoju na manowce. Autor tropi i rozpoznaje elementy Nowego Średniowiecza w polskiej, europejskiej i amerykańskiej rzeczywistości, widzi analogię zachodniego świata, zwłaszcza Ameryki, do Cesarstwa Rzymskiego w przededniu jego upadku. „Przemiany polityczne w swojej głębokiej strukturze przypominają rozwiązania średniowieczne”, podsumowuje. „Trzy końce historii” to koniec według Chruszczowa (tryumf komunizmu), według Fukuyamy (tryumf liberalnego kapitalizmu) i według św. Jana (Apokalipsa). Autor oczywiście opowiada się za wersją ostatnią; momentami w tekstach wyczuwa się ton wyższości kogoś, kto wie, do czego zmierza pokaz i tylko czeka na co bardziej spektakularne kawałki.
Za główną przyczynę choroby naszej cywilizacji Jęczmyk uważa „zamieranie duszy”, czyli zestawu podstawowych zasad, które ją ukształtowały. Dzieje się tak w obliczu nowych niepokojących zjawisk, do których należy „najazd barbarzyńców” (migracje kolorowej biedoty do zasobnych państw Zachodu), fundamentalizm religijny (zwłaszcza islamski), niewolnictwo (handel ludźmi i np. przymusowa prostytucja), upadek rodziny i awans pederastii, niesprawność służb państwowych (u nas – zdrowie i wymiar sprawiedliwości), zanik klasy średniej i znaczne zubożenie wielkich mas ludności (u nas i w Ameryce), pogarda dla tradycyjnych wartości, niechęć do poświęceń i stawienia czoła wyzwaniom („Kobiety nie chcą rodzić, mężczyźni nie chcą się bić”). Powód do przygnębienia daje demografia: Europa starców nie będzie w stanie przeciwstawić się ekspansywnej biedocie z Afryki i Azji.
Innym ważkim argumentem jest koncentracja bogactwa: „majątek 358 miliarderów jest równy dochodom 2,5 miliarda ludzi”, co zdaje się dowodzić słuszności teorii 20/80 – 20 procent ludzkości jest w stanie zabezpieczyć jej potrzeby (i przy okazji żyć po ludzku), reszta to balast. Ci posiadacze będą mieszkać (już mieszkają) w odgrodzonych dzielnicach, otoczeni służbą, ochroną i doradcami, podobnie jak kneź na zamku z fosą miał dwór i wojów, a pod zamkiem kłębiło się podegrodzie. Po inne dowody i przesłanki na zbliżanie się Nowego Średniowiecza odsyłam do książki.
Lech Jęczmyk dowodząc sugestywnie swojej tezy korzysta z tego, co mu wpadnie w rękę: z rozpraw politologicznych i historycznych, z komunikatów gazetowych i bogatych zasobów własnej pamięci. Zna historię powszechną i ojczyste dzieje ze szczególnym uwzględnieniem epoki komunizmu. Pisarstwo Jęczmyka cechuje też dobroduszny, a czasami morderczy typ humoru: „Czy ktoś słyszał, żeby Matka Boska ukazała się jakiemuś bankierowi albo burmistrzowi? Zaiste, będą się chłopaki tłoczyć przed uchem igielnym.”
Wymowa publicystyki Jęczmyka jest pesymistyczna, los cywilizacji zachodniej autor ma za przesądzony, a liczne posunięcia tzw. elit rządzących – za samobójcze. Twierdzi, że ze starczą złośliwą uciechą przygląda się breweriom, jakie wywija nasza oszalała cywilizacja, która ze wszystkich sił pracuje na swą zgubę. Tak samo pod koniec życia reagował Lem, z którym jednakże Lech Jęczmyk wypiera się jakiegokolwiek pokrewieństwa ideowego. A jednak pewne podobieństwo istnieje: pozwolę sobie uznać Lecha za głębokiego i oryginalnego myśliciela, przejętego kierunkiem, w jakim zmierza świat i bolejącego, że niewiele można zrobić, aby tę destrukcję powstrzymać.