W 1999 roku ukazała się książka Martina Reesa „Tylko sześć liczb”, poświęcona sześciu wielkościom, kluczowym dla istnienia Wszechświata w takiej postaci, jaką znamy. James Stein, nie ukrywając tego zresztą, powtórzył ten pomysł w nieco odmienionej formie: w jego książce jest to dwanaście liczb, z dziedziny fizyki, chemii i astronomii, jak stała grawitacyjna, stała Plancka, Boltzmanna, Hubble’a czy liczba Avogadro. Do tego dochodzą prędkość światła, temperatura zera bezwzględnego i granica Chandrasekhara, wskazująca, że aby gwiazda zamieniła się w supernową, musi mieć minimum 1,4 masy Słońca. W trzech przypadkach Stein omawia te same wielkości co Rees: wydajność syntezy wodoru w gwiazdach, parametr omega, od którego zależy przyszłość Wszechświata, a wreszcie stosunek sił elektromagnetycznych do siły grawitacji. Rees wycenia go na 1036, Stein daje trzy rzędy wielkości więcej.
Nie jest natomiast żadną stałą promień Schwarzschilda, obliczany dla każdego ciała indywidualnie, a wskazujący, jaki rozmiar powinno przyjąć, by stać się czarną dziurą. Dla Ziemi jest to 1 cm, dla Słońca 3 km, a dla Galaktyki 1012 km. Przy tej okazji Stein przeczy naszemu intuicyjnemu przekonaniu, jakoby tak gigantyczna czarna dziura musiała mieć niezwykłą gęstość: jest to ledwie ¼ grama na metr sześcienny, czyli 5000 razy mniej niż gęstość powietrza na poziomie morza. Stein jako matematyk bardzo lubi rachunki i faszeruje nimi swą książkę; na szczęście są one względnie proste.
Omawiając owe liczby i pokazując, skąd się wzięły Stein z konieczności odwołuje się do historii nauki – jego wywód często zamienia się w opowieści o badaczach i ich dokonaniach. Widać wyraźną fascynację autora Boltzmannem, Planckiem czy Chandrasekharem; o odkrywcy promieni X Roentgenie sądzi natomiast, że trafiło się ślepej kurze ziarno. Jest to popularyzacja na dobrym poziomie, a przy tym dość nietypowa: konkretne uwagi i obliczenia ujawniają odmienne spojrzenie matematyka, a także pokazują w praktyce, co to znaczy, że matematyka jest językiem fizyki.