W 2010 roku słynny reżyser Peter Weir nakręcił film „Niepokonani”, pokazujący ucieczkę grupy więźniów ze stalinowskiego łagru. Szli – aż doszli – z Syberii przez pustynię Gobi do Indii. Dziś w świetle dokumentów uznaje się, że książka, która dała początek filmowi, to fikcja literacka.
Nie są natomiast fikcją „Płytkie groby na Syberii”, wspomnienia spisane pod koniec lat 80. XX wieku przez 70-letniego wówczas Michała Krupę, Polaka z Wielkiej Brytanii. Krupa walczył w kampanii wrześniowej, potem poszukując rodziców przekroczył świeżo wytyczoną granicę niemiecko-sowiecką. Złapany przez sowiecki patrol, okrzyknięty szpiegiem niemieckim, skierowany do Łubianki, wylądował w końcu na dalekiej Północy, w łagrze nad Peczorą. Wybuch wojny Niemiec z Sowietami nic mu nie dawał, gdyż jako szpieg nie podlegał amnestii jak inni Polacy. Pod koniec 1941 roku wiedział, że kolejnego sezonu nie przetrzyma i postanowił uciekać, póki zachował siły.
Skierował się na południe, dzięki szczęśliwemu zrządzeniu losu dysponując koniem. Gdy w lesie konia zagryzły wilki, przesiadł się do pociągów, mając na sobie mundur służb utrzymania linii telefonicznych. Podróżując koleją, a na końcu pieszo, dotarł do Afganistanu, pokonując 6,5 tys. km. Po drodze przeżył własną śmierć, czyli egzekucję za obrabowanie pociągu kierowanego na front. Był jednym z nielicznych, jeśli nie jedynym, któremu taka ucieczka się udała.
„Płytkie groby” napisane są prostym językiem – autor nie był literatem – ale to tylko wzmacnia wymowę tych wspomnień. Mówią, a właściwie krzyczą same fakty: opisy życia w łagrze, sadystyczny komendant, rozstrzelanie, pomoc dwojga Rosjan, którzy wykurowali bohatera i wyposażyli w mundur kolejowy po aresztowanym synu, składają się na niesamowity ciąg przypadków, który doprowadził Krupę do celu. W tle znalazł się krajobraz wojenny ZSRR, komunistycznego raju, w którym ludzie nie mają żadnych praw i giną jak muchy. Dla filmu polskiego, wciąż poszukującego tematu na monumentalne dzieło historyczne, idealny materiał na scenariusz.