Parę lat temu ukazała się u nas książka „Pogrzebacz Wittgensteina”, będąca dobrym wprowadzeniem do grona uczonych zajmujących się w pierwszej połowie XX wieku ustalaniem logicznych podstaw matematyki. Jeden z jej bohaterów, Bertrand Russell, gra główną rolę w „Logikomiksie”: opowiadając historię swego życia przedstawia zarazem przebieg owych zmagań logików.
„Logikomiks” nie jest zwykłą książką do czytania, ale powieścią graficzną – o trudnych problemach naukowych opowiada rysunkami i dymkami. Z karkołomnego zadania greccy autorzy wywiązali się lepiej niż przyzwoicie: forma graficzna wprawdzie nie rzuca na kolana, ale jest podporządkowana wymogom fabuły. Nieźle udało się pokazać głównych bohaterów: oschły, kostyczny Russell, impertynencki Wittgenstein, oszalały Cantor, spokojny i dokładny Gödel, błyskotliwy von Neumann. W tle przewijają się inni znamienici uczeni epoki: Hilbert, Poincaré, niemieccy logicy, członkowie Koła Wiedeńskiego… Grecka opowieść o logikach XX wieku jest dowcipna i zajmująca, udaje się jej rzecz prawie niemożliwa: pokazanie trudnego tematu w sposób nie wzbudzający większych zastrzeżeń nawet u wymagającego odbiorcy.
Obsesją Russella od młodych lat było poszukiwanie wiedzy pewnej, nie do zakwestionowania. Mogła dać ją tylko nauka. „Ale nauka opierała się na fundamencie matematyki, w której panował totalny bałagan: roiło się od nieudowodnionych założeń i definicji idem per idem. Aby temu zaradzić, potrzeba było niezwykle silnej logiki… tyle że nic takiego nie istniało. I tak znaleźliśmy się w impasie.” Według autorów „Logikomiksu” Russell doszedł do tego wniosku na studiach w Cambridge. „Jestem pewien, że trzeba usunąć przegniłe fundamenty – powiada do swego profesora. – Gmach matematyki runie!” „Tak? A nie obawia się pan, że jego upadek przygniecie także pana?” – ironizuje łagodnie profesor. „Nie! Widzi pan, nie zamierzam być wtedy w środku.”
Fabuła rozwija się trójtorowo. Główny motyw to wykład Russella w USA 4 września 1939, świeżo po wypowiedzeniu wojny Niemcom przez Anglię. Przed wykładem demonstrujący izolacjoniści – przeciwnicy przystępowania USA do „angielskiej” wojny – namawiają pacyfistycznie nastawionego uczonego, by się do nich przyłączył. W odpowiedzi Russell zaprasza ich na wykład o logice będącej podstawą naszych decyzji. Drugi wątek obejmuje wspomnienia uczonego, od dzieciństwa przez studia (które tylko wzmocniły jego wątpliwości), podróże i spotkania z wybitnymi logikami z Niemiec, pracę z Whiteheadem mającą nad stworzeniem nowych podwalin logicznych matematyki, wreszcie kontakty z Wittgensteinem i Gödlem, który zadał młodzieńczej mrzonce decydujący cios. Trzeci wreszcie wątek to rozmowy i wątpliwości ekipy pracującej przy „Logikomiksie”, wyjaśnianie sobie pewnych zagadnień w taki sposób, aby stały się zrozumiałe i dla czytelnika.
Powieść graficzna greckiego zespołu nie aspiruje do miana biografii Russella, nie jest też monografią ubiegłowiecznej logiki. Jest opowieścią o wysiłku najważniejszych naukowców epoki, którzy porwali się na wielkie zadanie i ponieśli klęskę – nie z powodu słabości własnych mózgownic, tylko takiej a nie innej konstrukcji świata. Kiedy Gödel na uroczystym wykładzie ogłosił dowód swego twierdzenia o niezupełności, słuchający go von Neumann, późniejszy twórca architektury komputera, tylko jęknął” „To koniec!” Mit o istnieniu niepodważalnej wiedzy runął w jednej chwili. Dla wielu uczonych był to dramat: przez całe życie wierzyli w coś, co nie istniało, mieli umysły zasnute mgłą urojeń. „Logikomiks” pokazuje zdruzgotanego, sędziwego Hilberta, jak odchodzi symbolicznie w dal – a to zarazem odejście ze świata, którego nie rozumie i nie akceptuje.
Oczywiście chcąc ułożyć tę historię autorzy zmuszeni byli w wielu miejscach naginać fakty. W posłowiu rzeczowo się z tego wyliczają. „Russell nigdy osobiście nie spotkał Fregego ani Cantora; nie ma też dowodów na to, że słuchał sławnego wykładu Hilberta z 1900 roku na temat problemów matematyki (…) nie ma także wskazówek świadczących o tym, że znalazł się wśród słuchaczy wystąpienia Gödla o niezupełności (…) Poza tym Russell nie mógł bezpośrednio po wykładzie Gödla pojechać w odwiedziny do Fregego, ponieważ Frege w tym momencie od sześciu lat nie żył”. Pominięty został starszy brat Russella, który po śmierci rodziców przebywał w szkole z internatem, a w części obejmującej biogramy najważniejszych bohaterów Alan Turing występuje jako jedyny, który złamał kody niemieckiej maszyny szyfrującej „Enigma”. O wkładzie polskich naukowców w ogóle się nie wspomina. Pomimo tych odstępstw i zmian „Logikomiks” stanowi rewelacyjną lekturę. Starania uczonych, by odkryć podstawy logiki, ukazane zostały na tle burzliwych wydarzeń w Europie, a z dzisiejszego punktu widzenia zabawnie jest śledzić animozje pomiędzy nacjami reprezentowanymi przez naukowych tuzów. Może to złudzenie, ale szczególnie „demonicznie” greccy autorzy przedstawili Niemców; dla podkreślenia ich teutońskiej postawy kilkakrotnie w dymkach ich wypowiedzi pojawia się szwabacha.
Po książce zostaje też taka refleksja, że Grecy dzisiejsi to nie tylko birbanci i utracjusze, czy też niegodni dziedzice wielkości i wspaniałości starożytnej Hellady. Bez nich bylibyśmy w Europie ubożsi o coś nieuchwytnego, co trudno sprowadzić do czystej ekonomii, a czego przykładem jest choćby świetny „Logikomiks”, przetłumaczony już na ponad 20 języków.